Felix Vallotton, Portret Misi przy toaletce, sala 72

Słuchaj

Spacer po Musée d’Orsay zaczęliśmy od wątku polskiego i skończymy go na wątku polskim, choć uprzedzam, że w tej opowieści będzie to raczej wątek poboczny. Patrzymy w końcu na obraz szwajcarskiego, nie polskiego artysty. Namalował go Felix Vallotton. To mało znane w Polsce nazwisko, ale imię modelki brzmi już bardzo swojsko. Obraz nosi tytuł „Misia przy toaletce” – Misia – Francuzi wymawiają to imię jak „Mizja” albo „Miza”, ale my nie mamy wątpliwości jak powinno ono brzmieć – Misia. O jak Misię zatem chodzi?

Kobieta na obrazie to nie kto inny, jak słynna Maria „Misia” Godebska, córka polskiego rzeźbiarza Cypriana Godebskiego i belgijki Zofii Servais. Warto bliżej się przyjrzeć jej sylwetce, bo na portrety Misi natkniesz się w Musée d’Orsay więcej niż raz. Kochał się w niej cały Paryż, w tym artyści tacy jak Édouard Vuillard, Henri de Toulouse-Latrec, czy właśnie Felix Vallaton.

Felix Vallotton, portret Misi przy toaletce
Felix Vallotton, portret Misi przy toaletce, 1898 r.

Felix Vallotton poznał Misię już jako żonę Tadeusza Natansona. Natanson był wydawcą pisma „La Revue Blanche” i podobnie jak Misia był Polakiem z pochodzenia. Wielbił swoją żonę, ale ona z pewnością nie wyszła za niego z miłości. W dniu ślubu miała 21 lat i w liście do przyjaciółki przyznawała, że zdecydowała się na małżeństwo tylko dlatego, że ciążyła jej samotność.

Choć związek Natansonów nie był idealny, z perspektywy czasu okazał się bardzo dobrą decyzją, przynajmniej dla Misi. Nie tylko zyskała w ten sposób protektora, ale weszła także w krąg artystów związanych z magazynem wydawanym przez jej męża. To właśnie wtedy rozpoczyna się jej salonowa kariera. Dziewczyna stała się muzą dla całego tego towarzystwa. Najczęściej malował ją Auguste Renoir oraz Henri de Toulouse-Lautrec. Z tym ostatnim Misia była najbliżej, ale ich przyjaźń została bardzo szybko i boleśnie przerwana przez śmierć artysty.

Z czasem do adoratorów Misi dołączył też Felix Vallatton. Vallotton także współpracował z „La Revue Blanche” jako ilustrator-drzeworytnik. Praca spadła mu jak z nieba, bo jego rodzina nie była zbyt majętna i zwyczajnie brakowało mu pieniędzy na utrzymanie się w Paryżu.

Vallotton wielokrotnie utrwalał wizerunek Misi, ale znacznie częściej na drzeworytach niż na obrazach. Dyskretnie przyglądał się jej relacji z mężem i przez jej pryzmat patrzył na paryskie, burżuazyjne obyczaje. Miał o nich raczej krytyczne zdanie. Pary widoczne na jego rycinach albo romansują na boku z kimś innym, albo wymownie milczą. Nie wiedząc o jego relacji z Misią, można by pomyśleć, że są to zupełnie, przypadkowe osoby. Inspiracją do większości postaci kobiecych w cyklu „Intimacies” na pewno była jednak Misia. Dowodów na to jest co najmniej kilka, ale o tym później. Wcześniej przyjrzyjmy się portretowi Misi, który mamy przed sobą.

Vallatton przedstawił Misię w bardzo wymownym momencie. Kobieta właśnie skończyła układać sobie fryzurę. Jak widać jest to wysoki, luźny kok. Fryzura ta, podobnie jak posągowa sylwetka w kształcie litery „S”, przez lata była wizytówką Misi. Wszystkie kobiety w Paryżu chciały się ubierać i czesać jak ona.

Intensywne, nieco przejaskrawione kolory obrazu to wyraźny wpływ nabizmu. Był to jeden z wielu nurtów, jakie wyłoniły się w sztuce w końcu XIX wieku. Nabiści byli zdania, że temat ma w sztuce znaczenie drugorzędne. Znacznie ważniejsze były ich zdaniem forma i kolor, które powinny tworzyć na płótnie atrakcyjną dla oka symfonię barw.

Vallotton przejął od nabistów typowy dla nich imtymizm i estetyzm, ale zdecydowanie nie traktował tematu jako czegoś zupełnie pobocznego. Widać to już w portrecie Misi. Nie namalował jej tylko po to, aby mieć pretekst do zabawy formą i kolorem.

Obraz ten pokazuje:

– po pierwsze królową Paryża w dostępnej tylko dla nielicznych prywatnej garderobie

– po drugie zwraca uwagę na bliską relację Vallottona i Misi.

Jeśli bliżej mu się przyjrzysz zobaczysz, że w garderobie Misi zawieszony jest czarno biały-obrazek. Bez wątpienia jest to jedna z drzeworytniczych grafik Felixa Vallottona. Miał on niezwykle charakterystyczny graficzny styl, nie da się go pomylić z niczym innym. Kto wie może była to jedna z licznych podobizn Misi? Nawet jeśli nie, dla malarza musiało być to ogromne wyróżnienie. Jego grafika znalazła się w końcu w jednej z najbardziej prywatnych przestrzeni Misi.

Fascynacja Vallottona Misią trwała jednak dość krótko i wszystko wskazuje na to, że skończyła się dość burzliwie. Musiało zdarzyć się coś naprawdę poważnego, skoro Vallotton zdecydował się zniszczyć klocki drzeworytnicze do grafik z Misią. Tym bardziej, że nie zniszczył ich w całości,  pozbawił jedynie twarzy wszystkie kobiece postaci. To jeszcze bardziej wymowny gest.

Chwilę po tym, jak Vallotton symbolicznie zerwał z Misią, podjął zaskakującą dla wielu decyzję. Żeni się! ! Oto jak komunikuje o tym wydarzeniu swojemu przyjacielowi:

„Mam świetne wieści, które z pewnością Cię zaskoczą: żenię się. Poślubię kobietę, którą znam od jakiegoś czasu i bardzo cenię, przyjaciółkę, wdowę z trójką dzieci. Jest wystarczająco dobrze uposażona, aby utrzymać siebie i dzieci. Będzie nam się bardzo łatwo utrzymać, gdy dodamy do tego to, co ja będę w stanie zarobić. Co więcej, jej rodzina zobowiązała zająć się dziećmi. Będą mi też w stanie pomóc w karierze – to liczący się handlarze sztuki”

Vallotton nie brzmi tu jak oszalały z miłości narzeczony, prawda? Wydaje się nam potwornie cyniczny. Trudno dziś stwierdzić, czy miał na to wpływ koniec jego platonicznej fascynacji Misią, czy jakieś inne czynniki. Małżeństwo Felixa Vallottona i Gabrielle Rodrigues-Henriques było bowiem kontraktem, jakich zawierano wtedy wiele. Owdowiała kobieta gwarantowała malarzowi spokojny byt na znacznie wyższym poziomie niż  dotychczas. Artysta zobowiązywał się natomiast zapewnić jej opiekę.

Na kolejnych obrazach wiszących na galerii w Musée d’Orsay możesz prześledzić, jak dalej potoczyły się losy Felixa Vallattona.

Felix Vallotton, Kolacja przy świetle lampy
Felix Vallotton, „Kolacja przy świetle lampy”, 1899 r.

Na obrazie „Kolacja przy świetle lampy” widzimy Felixa w towarzystwie jego nowej rodziny: żony Gabrieli i dwójki pasierbów. Felix Vallotton jest na nim praktycznie niewidoczny. Ustawiona na stole lampa rzuca na niego ostry cień, w efekcie czego jego sylwetka sprowadza się do płaskiej, czarnej plamy. Pozostałe postaci widać za to doskonale. Wszyscy, poza Gabrielle, wyglądają karykaturalnie. Chłopiec wpycha sobie do ust chleb i trzyma łokcie na stole, choć to przeciw wszelkim zasadom etykiety. Dziewczynka wygląda jak lalka i tępym spojrzeniem patrzy na misę z owocami, nie mogąc się doczekać, kiedy matka powie, że może sięgnąć po deser. Wszystko wskazuje na to, że malarz nie najlepiej czuł się w towarzystwie nowej rodziny. Pochodzili oni w końcu z grupy społecznej, którą do niedawna otwarcie krytykował w swoich grafikach. Teraz sam stał się częścią tego spektaklu. Póki co przyjmuje więc rolę obserwatora i komentatora. Jak na razie nie utożsamia się ze swoją nową rolą.

Potem Felix Vallotton znacznie jednak łagodnienie i rezygnuje z tego rodzaju zabiegów. Po ślubie będzie często malował swoją żonę podczas zwykłych codziennych czynności – tym razem bez cienia ironii. Gabrielle raz maluje paznokcie, raz czyta książkę ze swoją córką albo szuka czegoś w szafie.

Ostatecznie małżeństwo przyniosło Vallottonowi stabilną pozycję i dobrobyt. Już nigdy nie musiał się troszczyć o sprawy finansowe. Stać go było na wakacje nad morzem i nowoczesne mieszkanie w luksusowej dzielnicy Paryża. Tego czy był szczęśliwy – nie wiem. Toczył spokojnie, ułożone życie i być może to właśnie dlatego tak rzadko się o nim mówi. Od czasu ślubu z Gabriellle w jego życiorysie próżno szukać niesamowitych historii.

Misia Sert
Misia w 1901 roku

Co działo się natomiast z naszą bohaterką? Niedługo po ślubie Vallottona Misia rozwiodła się ze swoim pierwszym mężem. Tadeusz Natanson nigdy nie podniesie się po tej stracie i do końca życia będzie samotny. W międzyczasie upadnie też jego pismo, przez co drogi Vallottona i Natansonów ostatecznie się rozejdą.

Natomiast Misia dwa razy stawała jeszcze dwa razy na ślubnym kobiercu. Jak na kobietę żyjącą na przełomie XIX i XX wieku, było to bardzo nietypowe, ocierające się o skandal zachowanie. Ale Misia była tak kolorową postacią, że uchodziło jej to na sucho.

Co było w niej tak magnetyzującego? Misia na pewno miała nietuzinkową osobowość i niezwykle silny charakter. Nie była typową XIX-wieczną damą. Jeszcze jako nastolatka uciekła z pensji, gdzie umieścił ją ojciec i wyjechała do Londynu. Utrzymywała się tam sama, dając innym dziewczynom lekcje gry na fortepianie. Podobno była w tym świetna. Jej fortepianowe koncerty w salonie Natansonów przyciągały do ich domu tłumy.

Nie tylko Felix Vallotton malował Msię, tu w interpretacji Henri Toulouse Latreca
Henri de Toulouse Latrec, Misia Natanson / źródło: Wikipedia

Do tego Misia była z pochodzenia Słowianką i bardzo lubiła to podkreślać. Nie bez powodu do końca życia kazała nazywać się Misią, a nie „Marie”. Często opowiadała też historię o swojej tragiczniej zmarłej matce, która będąc w ciąży z Misią, dowiedziała się, że jej mąż – czyli wspomniany wcześniej Cyprian Godebski – zdradza ją z inną kobietą i do tego jego kochanka również spodziewa się dziecka. Wściekła ruszyła wtedy w podróż do Carskiego Sioła, gdzie pracował Godebski, ale nie udało się jej dotrzeć na miejsce. Szybszy niż się spodziewała poród zatrzymał ją w Petersburgu. To właśnie tam przychodzi na świat Misia, ale nie dane będzie jej poznać swojej matki, bo wyczerpana kobieta niedługo później umiera.  Może to właśnie ta historia sprawiła, że Misia miała tak nonszalancki stosunek do instytucji małżeństwa? Trudno to stwierdzić. Pewne jest za to, że nigdy nie wybaczyła ojcu tego, że doprowadził do śmierci jej matki.

Sama nie miała też dzieci. Nie były jej one potrzebne. Jej dom – wszystko jedno z kim była aktualnie w związku – zawsze był pełen ludzi, i byli to najwybitniejsi ludzie jej epoki. Kompozytorzy: Igor Strawiński i Claude Debussy; literaci:  Guillaume Apollinaire i Marcel Proust; malarze: Salvador Dali i Pablo Picasso. Misia zaprasza ich na wystawne śniadania, inspiruje, a jeśli trzeba wspiera nawet ich dzieci. Tak było w przypadku Pabla Picassa i Olgi Koklovej. Misia zgodziła się zostać matką chrzestną ich syna.

Na początku XX wieku do grona najbliższych przyjaciółek Misi dołączy także Coco Chanel. Podobno poznały się na przyjęciu. Misia miała powiedzieć Coco, że zakochała się w jej płaszczu, na co ta zdjęła go z ramion i wręczyła go Misi. Już nazajutrz Misia odwiedziła Coco w jej  butiku przy Rue de Chambord. Okazało się mają mnóstwo wspólnych tematów i podobny gust. Od tego czasu Misia będzie regularnie wspierać Chanel. Oprócz tego panie spędzały razem wolny czas i podróżowały po Europie. Gdziekolwiek się nie pojawiły, przyciągały setki spojrzeń.

Misia i Coco
Coco Chanel (po lewej) i Misia Sert (po prawej)

Finalnie to właśnie Coco pochowa zubożałą, wyniszczoną przez morfinę i opuszczoną przez wszystkich mężów i kochanków przyjaciółkę. Uszyje jej do trumny różową sukienkę. Inną niż tą widoczną na obrazie Vallottona, bo zarówno moda, jak i sama Misia zmieniły się od tego czasu diametralnie. Sukienki stały się wyraźnie krótsze i mniej dopasowane, a Misia mocno schudła i niemal oślepła. Na szczęście mało kto o tym wie. Świat zapamiętał Misię, jako młodą i piękną muzę artystów. Spora w tym zasługa malarzy takich jak Felix Vallotton. Na ich obrazach Misia już zawsze będzie królową Paryża.

Misia Sert
Misia Sert w sukni Chanel dla Vogue

Książki i artykuły dla dociekliwych:

  • Pisząc o Vallottonie korzystałam z katalogu ostatniej wystawy jego prac, która odbyła się w 2019 roku w London Royal Academy of Arts
  • O Misi przeczytasz więcej w książce „Misia Sert. Kobieta, która odkryła Coco Chanel”

Muzyka wykorzystana w podcaście pochodzi z dwóch banków muzyki: Epidemic Sound oraz Free Music Archive.

Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci

Historyczka sztuki, copywriterka i storytellerka. Od lat zaprzyjaźniona z klawiaturą. Mikrofon dopiero oswaja, ale czuje, że i ta znajomość ma przyszłość.

Dołącz do dyskusji

Odcinek 10