Édouard Manet, Olimpia, sala 14

Słuchaj

Olimpia to kolejny „naj” obraz w tym sezonie mojego podcastu. Podczas, gdy „Kampania Francuska” była najdroższym obrazem XIX wieku, „Olimpia” bez wątpienia była obrazem najbardziej skandalicznym. Jej autor Édouard Manet, wcale tego skandalu nie chciał. Potem opowiem ci, jakie motywacje nim kierowały. Skandal jednak wybuchł i zaważył na całej karierze Maneta. Do tego stopnia, że gdy w kolejnych latach przesyłał na salon całkowicie akceptowalne obrazy, były one odrzucane właśnie ze względu na „Olimpię”. Zbadajmy więc tę sprawę. Sprawdźmy dlaczego Olimpia aż tak wzburzyła paryską publiczność.

Olimpia, Manet

Manet jak każdy inny malarz chciał zostać zauważony na Salonie. Nie było to jednak proste. Ściany były od góry do dołu wypełnione obrazami przeróżnych artystów, więc trudno było się z pośród nich wyróżnić. Tym bardziej, że wszyscy malowali praktycznie to samo: sceny historyczne z mitologii i Biblii, akademickie akty, pejzaże, czasem martwe natury. Tylko takie obrazy były akceptowane przez Akademię, a najwyższe nagrody najczęściej otrzymywali autorzy monumentalnych scen historycznych.

Manet nigdy nie aspirował do bycia malarzem scen historycznych. W 1865 roku postawił więc na inną kategorię obrazów, która przyciągała najwięcej spojrzeń – kobiecy akt. Dwa lata wcześniej postąpił podobnie, malując „Śniadanie na Trawie”, i faktycznie przyciągnął dużo spojrzeń, ale w zdecydowanej większości krytycznych. Kobiece akty były bowiem dozwolone jedynie w dwóch sytuacjach. Naga kobieta mogła być antyczną boginią lub orientalną odaliską. Akty bez mitologicznego kostiumu lub wschodniego turbanu budziły zgorszenie.

Tymczasem „Śniadanie na trawie” przedstawiało grupę współcześnie ubranych mężczyzn i dwie kobiety, z których jedna jest zupełnie naga. Taka scena nie mogła liczyć na sympatię paryskiej publiczności. Zarzucała ona Manetowi, że namalował zupełnie absurdalną historię. Czemu kobieta bez cienia zażenowania siedzi pośród dwójki w pełni ubranych mężczyzn? Paryżanie nie mogli tego pojąć.

Manet, Śniadanie na Trawie, niedługo później namalował Olimpię
Édouard Manet, „Śniadanie na trawie” 1863 rok / źródło: Wikipedia

W „Olimpii” nagość jest jednak w pełni uzasadniona, bo znajdujemy się w buduarze luksusowej prostytutki. Sugeruje to wiele detali: czarna służąca, która przynosi swojej Pani bukiet kwiatów od wielbiciela, nastroszony kot, a przede wszystkim prowokacyjne spojrzenie modelki i tytuł obrazu. Filles de maison – czyli luksusowe prostytutki często nadawały sobie egzotyczne imiona takie jak Artemizja Oktawia albo właśnie Olimpia.

Co skłoniło Maneta do podjęcia takiego tematu? Być może Cię to zdziwi, ale … wizyta w muzeum. Jako dwudziestokilkulatek Manet odbył podróż do Włoch i tam zobaczył „Wenus z Urbino”, słynny obraz Tycjana, którego kompozycja jest łudząco podobna do „Olimpii”. Tamto płótno również przedstawia nagą kobietę na łóżku, w towarzystwie dwóch służących oraz puchatego pupila. Tym razem jest to jednak nie kot, lecz mały piesek.

Wenus z Urbino, inspiracja dla Olimpii
Tycjan, Wenus z Urbino, 1538 rok / żródło: Wikipedia

Kobieta na obrazie Tycjana także mogłaby być wenecką kurtyzaną. Tycjan nazwał ją jednak Wenus, a jej stóp usadził psa – czyli symbol wierności. To wystarczyło, aby obraz mógł być pokazywany publicznie bez cienia zgorszenia.

Manet odwoływał się więc do twórczości wielkich mistrzów, ale zdawał sobie sprawę z tego, że stąpa po kruchym lodzie. W 1863 roku publiczność nie zrozumiała w końcu, że jego „Śniadanie na Trawie” nawiązywało do „Sądu Parysa” Rafaela i „Koncertu wiejskiego” Tycjana. Obawiał się więc, że „Olimpię” może spotkać podobny los.

Mimo, że obraz był już gotowy w 1863 roku, Manet nie wystawił go na salonie. Czekał. Zastanawiał się jak zakomunikować publiczności, że nie jest skandalistą, tylko miłośnikiem twórczości swoich wielkich poprzedników, który po prostu nie jest zainteresowany malowaniem mitologicznych obrazów.

W 1865 roku znalazł rozwiązanie. Postanowił, że postąpi dokładnie tak jak Tycjan. Anegdota głosiła, że zaprezentował on cesarzowi Karolowi V obraz Wenus oraz Chrystusa w cierniowej koronie, aby zadowolić jego pobożność i zmysły. Manet postanowił więc zrobić to samo. Obraz dla zmysłów, czyli „Olimpia” był już gotowy. Niedługo przed salonem Manet namalował więc jeszcze „Naigrywanie się z Chrystusa” i posłał oba obrazy na wystawę.

Naigrywania się z Chrystusa, obraz zaprezentowany razem z Olimpią
„Naigrywanie się z Chrystusa”, czyli drugi obraz, który Manet posłał na salon w 1865 roku.

Co było dalej? Czy publiczność zrozumiała tę subtelną aluzję?

Nie.

To, co sprawdziło się w prywatnych komnatach Karola V, nie zdało egzaminu na salonie. Zarówno publiczność, jak i krytycy mieszali Maneta z błotem. Zarzucano mu, że jest skandalistą i zagrożeniem dla moralności. Oberwało się też Victorine, która pozowała do postaci Olimpii. „Gorylica” to jedno z najmilszych określeń, jakie do niej przylgnęło. Wszystko przez to, że Manet nie wyidealizował jej ciała jak inni malarze. To wystarczyło, aby nazwać go apostołem brzydoty.

Można by pomyśleć, że była to absolutna porażka, plama na artystycznym wizerunku, której w żaden sposób nie da się wybielić. Nie wszyscy widzowie byli jednak wobec obrazu krytyczni. Była wśród nich również grupka artystów, którym postawa Maneta niezwykle imponowała. Pokazywał on, że w sztuce są inne ścieżki od tej dyktowanej przez jury Salonu. Do tego malował niezwykle naturalistycznie i w porównaniu do innych malarzy dość swobodnie.  Nie wykańczał swoich obrazów tak, aby nie dało się na nich zaobserwować nawet drobnego maźnięcia pędzlem. Znacznie bliżej mu było do hiszpańskich mistrzów takich jak Velazquez, i wspomnianym artystom, którzy potem zostaną nazwani impresjonistami, bardzo się to podobało. Tym sposobem Édouard Manet stał się ojcem chrzestnym dla nowego nurtu, który miał odmienić XIX i XX wieczne malarstwo.

To właśnie Ci artyści nie pozwolili, aby Olimpia w końcu XIX stulecia opuściła Francję. Zakupem obrazu podobno był zainteresowany amerykański kolekcjoner. Wdowa po Manecie nie sprzedała mu go tylko dlatego, że impresjoniści zorganizowali publiczną zbiórkę na zakup obrazu. Luwr nie wyraził najmniejszych chęci, aby go kupić, ale impresjoniści już wtedy wiedzieli, że „Olimpia” będzie symbolem całego ich ruchu. Dlatego nie chcieli pozwolić na to, aby wyjechała za ocean, i nie pozwolili. Udało im się uzbierać niezbędną sumę i tym sposobem Olimpia trafiła jednak do Luwru, a potem do Musee d’Orsay.

Dziś obraz nikogo już nie szokuje. Patrząc na niego i nie znając jego historii, trudno domyślić się, że ma się przed sobą skandaliczne płótno, ale właśnie takie było. Na salonie musiała pilnować go policja, w innym wypadku Paryżanie pewnie obrzuciliby go kamieniami. Potem obraz przewieszano coraz wyżej i wyżej, aby nie prowokował dłużej publiczności. Ale ona i tak nie mogła znieść odważnego spojrzenia Olimpii. A wystarczyłoby, żeby dziewczyna spuściła wzrok, zrzuciła z łóżka kota i wyprosiła służącą. Wtedy mogłaby uchodzić za Wenus, ale nie zapisałaby się tak wyraźnie w historii sztuki. O salonowych nimfach i boginkach nikt już bowiem nie pamięta.

Kilka książek i artykułów dla dociekliwych:

  • Ross King, The Judgment of Paris: The Revolutionary Decade That Gave the World Impressionism, 2006.
  • Informacje na temat obrazu na stronie Muzeum Orsay – link

Muzyka wykorzystana w podcaście pochodzi z dwóch banków muzyki: Epidemic Sound oraz Free Music Archive.

Olimpia, okładka MKiDN

Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci

Historyczka sztuki, copywriterka i storytellerka. Od lat zaprzyjaźniona z klawiaturą. Mikrofon dopiero oswaja, ale czuje, że i ta znajomość ma przyszłość.

Dołącz do dyskusji

2 komentarze
Odcinek 5