Witold Pruszkowski, Rusałki, 1877

Słuchaj
Rusałki, Witold Pruszkowski

Rusałki Witolda Pruszkowskiego to jedno z tych zwodniczych dzieł, które nie jest tym, na co w pierwszym momencie wygląda.  Gdyby nie tytuł, który jest bardzo jednoznaczny, łatwo byłoby wziąć je za zwykłą scenę rodzajową. Pierwszym co rzuca się nam w oczy, są w końcu młode kobiety w ludowych strojach. Widzimy też szuwary i rzekę. Wszystko to razem przywodzi na myśl noc świętojańską. Dziewczyny pewnie będą puszczać wianki — myślimy. Co innego mogą robić tak ubrane w ciepłą letnią noc nad rzeką. Musi być to sobótka lub jakieś inne święto. 

Gdy przypatrzymy się im jednak dokładniej, dostrzeżemy pewne niepokojące sygnały. Chociażby to, że kobiety nie mają ze sobą żadnej pochodni ani latarni. Skąd więc wokół nich tyle światła? Zaraz, zaraz, czy jedna z nich przypadkiem nie jest naga? W ten sposób Pruszkowski kieruje nasz wzrok na dół obrazu, gdzie rozgrywa się prawdziwy dramat. W rzece dryfuje ciało młodego mężczyzny, który bez wątpienia jest ofiarą tytułowych rusałek. Kolejny chłopak kryje się w szuwarach. Skończy tak jak kolega czy uda mu się uciec? Tego nie wiemy. Pruszkowski każe nam samym dopowiedzieć sobie finał tej historii.

Rusałki, Witold Pruszkowski
Rusałki, Witold Pruszkowski, 1877, Muzeum Narodowe w Krakowie

Rusałki to bardzo popularny motyw w sztuce. Zazwyczaj wyobrażamy je sobie jednak jako młode, piękne kobiety w wiankach i mokrych, białych koszulach. U Pruszkowskiego sytuacja wygląda nieco inaczej — rusałki niczym nie różnią tu od zwykłych wiejskich dziewczyn, wyróżnia je co najwyżej ponadprzeciętna uroda. Zrzucają ten kostium w ostatnim momencie, gdy dla nieszczęśnika zwabionego nad rzekę nie ma już żadnego ratunku. Są przez to dużo groźniejsze. Za dnia kamuflują się w wiejskich chatach, a nocą bez skrupułów zabijają mężczyzn, których udało się im oczarować swoim wdziękiem. 

Bardzo podoba mi się ta koncepcja, ale w czasach Pruszkowskiego nie znalazła uznania. Malarzowi zarzucano, że niepotrzebnie łączy motywy fantastyczne i realistyczne w jednym obrazie. Dodajmy, że były to komentarze konserwatywnej, krakowskiej  publiczności, dla której już sam pomysł podjęcia ludowego tematu był nowością. Gdy chwilę wcześniej Chełmoński pokazał w Warszawie Babie lato, też spotkał się z krytyką. Wspominałam o tym zresztą w poprzednim odcinku

Tym razem uznałam, że przytoczę Wam jeden z takich komentarzy, abyście mogli zwizualizować sobie w głowach widownię Pruszkowskiego. Oto co pisał o Rusałkach pewien krytyk. Tekst ukazał się w 1877 roku łamach Tygodnika Ilustrowanego:

“Pan Pruszkowski pojął te zwodnicze dziewki zupełnie w duchu ludowych podań. Jego “Rusałki” są to hoże, kraśne dziewczęta, o jakich śnił niejeden małojec ukraiński lub zaporoski Kozak. Ich uroda, ich wyraz twarzy, ich strój, słowem wszystko jest powtórzeniem typu ukraińskich dziewcząt. Może byłoby lepiej, gdyby artysta, choć trochę naznaczył był ten przedział, jaki zachodzić musi pomiędzy nadnaturalnymi istotami, a zwykłymi śmiertelniczkami z ciałem i kośćmi, gdyby nieco był swoje “Rusałki” zidealizował”.

Niedorzeczna recenzja, prawda? Pruszkowskiego musiała jednak mocno dotknąć, bo jeszcze w tym samym roku namalował kolejny obraz przedstawiający rusałki i tym razem podszedł do tematu tak, jak życzył sobie cytowany krytyk. Płótno to jest obecnie częścią kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie, ale nie jest dostępne dla zwiedzających. Znajduje się w magazynie. Rozumiem jednak, dlaczego kuratorzy nie umieścili go na wystawie stałej. To bardzo generyczna praca. Poprawna, zgodna z tym, co postulował autor recenzji, ale nudna. To już nie rusałki, tylko nagie nimfy wodne rodem z mitologii greckiej, które mógłby namalować jakikolwiek inny artysta. Poprzedni obraz był wyrazem rzeczywistej fascynacji Pruszkowskiego ukraińskim folklorem. Temu drugiemu brakuje jakiegokolwiek indywidualizmu. Pruszkowski zgubił go pod presją oczekiwań.

Witold Pruszkowski, Nimfy wodne, 1877/78, Muzeum Narodowe w Warszawie

Morałem tej historii nie będzie jednak to, żeby nie podporządkowywać się opiniom krytyków, choć i to warto mieć na uwadze, szczególnie jeśli słuchają tego jacyś twórcy. Nagrałam ten odcinek przede wszystkim po to, aby pokazać Wam, ile tracimy, gdy zwiedzamy muzea w biegu. Jak wiele nam w ten sposób umyka. Sylwetki ofiar rusałek nie są szczególnie małe, ale będzie trudno nam je dostrzec, gdy tylko omieciemy obraz wzrokiem. Niewiele więcej da się przecież zrobić w 8 sekund — a według statystyk właśnie tyle spędza przed pojedynczym dziełem sztuki przeciętny widz. To za mało, aby zaangażować się w przedstawioną na obrazie historię. W tak krótkim czasie zazwyczaj nie da się nawet zidentyfikować jej głównych bohaterów. Rusałki są tego świetną demonstracją. 

Wiecie, co jest najlepsze? Że w przypadku tego obrazu, sami bylibyście w stanie wykonać podobną analizę, co ja. Naprawdę. Macie do tego wszystkie niezbędne narzędzia. Przede wszystkim oczy, ale nie tylko. Uczyliście się przecież w szkole o fascynacji ludowymi wierzeniami, jaka ogarnęła w pewnym momencie polskich romantyków czy chłopomanii. Nie chodzi o to, aby z pamięci cytować Mickiewicza czy Reymonta, tylko mieć w głowie pewien ogólny zarys. W razie wątpliwości zawsze możecie wyciągnąć z kieszeni telefon i zweryfikować pewne informacje. Tyle wystarczy, aby właściwie odczytać większość obrazów w Sukiennicach. Jest tylko jeden warunek, musicie spędzić z nimi nieco więcej czasu. Usiąść na ławce przed obrazem, dobrze mu się przyjrzeć, rozpoznać najważniejsze elementy i pozwolić, aby w głowie zaczęły się tworzyć odpowiednie skojarzenia. Nie zawsze chodzi o typowo szkolną wiedzę. Może któryś z obrazów przywoła jakieś dobre wspomnienie? Albo skojarzy się Wam z jakąś książką lub filmem? Wszystkie te przemyślenia są równie cenne. 

Oczywiście gdybyśmy mieli analizować w ten sposób każdy obraz, musielibyśmy spędzić w muzeum całe wieki. Dlatego konieczny jest wybór. Nie musicie oglądać każdego obrazu z osobna, wystarczy, że skoncentrujecie się na tym, który w momencie wejścia do sali  przyciągnął czymś waszą uwagę. Lektura książki wymaga czasu. Podobnie jest z obrazami — potrzeba chwili, aby móc wejść z nimi w dialog. Wystarczy moment uważności i głowa sama zacznie tworzyć projekcje. Ożywi obraz w oparciu o to, czego sami doświadczyliście. To trochę jak śnienie na jawie. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo potrafi to być przyjemne.

Jak się ośmielić do takiego kontaktu ze sztuką? Na pewno warto częściej zaglądać do muzeów. Nie przekonacie się przecież, czy ta metoda działa, póki jej nie przetestujecie. Wiem jednak, że nie zawsze jest czas na to, aby wybrać się na wystawę. W tygodniu muzea bywają otwarte dość krótko, a w weekendy każdy ma mnóstwo różnych spraw do załatwienia. Bywa też, że do muzeum mamy po prostu daleko. Wiem, co mówię, bo wychowywałam się na wsi. Dopiero na studiach zaczęłam więc częściej zaglądać do różnych galerii. Co powiecie więc na warsztaty interpretacyjne w formie newslettera? Pomysł jest prosty. Raz w miesiącu otrzymujecie ode mnie maila wraz z reprodukcją jednego obrazu oraz krótkim opisem, który mógłby się znaleźć na muzealnej tabliczce. Waszym zadaniem jest naprawdę dobrze mu się przyjrzeć i zastanowić się przez chwilę nad tym, jakie przemyślenie w Was wywołuje. Możecie je sobie gdzieś zanotować, ale nie jest to konieczne. Jak wolicie. Tak czy inaczej, macie na to tydzień. Następnie przesyłam Wam kolejną wiadomość, w której zdradzam, dlaczego właśnie ten obraz wybrałam i dzielę się z moją subiektywną interpretacją. Zapewne będzie inna niż Wasze, ale właśnie o to chodzi w całym tym procesie. Moją rolą nie jest wytykanie Wam błędów, tylko wskazanie pewnych tropów, pokazanie na co warto zwracać uwagę w konfrontacji z obrazem. Nie wymagam, aby wasze analizy były zgodne z maturalnym kluczem. Wręcz przeciwnie, chcę Wam pokazać, że współczesna historia sztuki ma sobie znacznie więcej pokory niż ta sprzed kilku dekad i nie rości już sobie praw do jedynej słusznej interpretacji.

Opcja ta jest dostępna wyłącznie dla moich Patronek i Patronów, ale aby ją aktywować, wystarczy 15 zł miesięcznie. W zamian zyskujecie dostęp do warsztatów i pełnego pakietu newsletterów, w tym comiesięcznego przeglądu najciekawszych wystaw w Polsce i na świecie. Będzie mi bardzo, jeśli zdecydujecie do nas dołączyć. Dzięki temu nie dość, że macie dostęp do bonusowych treści, to realnie pomagacie mi w realizacji tego podcastu. 

Źródła: 

  • Korespondencya Tygodnika Ilustrowanego. Kraków, w połowie listopada, „Tygodnik Ilustrowany”, 101, 1877, s. 347, dostępny w serwisie Polona.pl
  • E. Micke-Broniarek, Witold Pruszkowski, artykuł w serwisie Culture.pl
  • J. Jaśkiewicz, Niebezpieczne piękno, czyli „Rusałki” Witolda Pruszkowskiego, artykuł w serwisie NiezłaSztuka.net
  • A.Krypczyk-De Barra, notatka o obrazie na stronie Zbiory.mnk.pl

Muzyka wykorzystana w odcinku pochodzi ze strony Epidemic Sounds oraz Free Music Archive

Historyczka sztuki, copywriterka i storytellerka. Od lat zaprzyjaźniona z klawiaturą. Mikrofon dopiero oswaja, ale czuje, że i ta znajomość ma przyszłość.

Dołącz do dyskusji

Odcinek 2