Są dwa powody, dla których zdecydowałam się opowiedzieć Wam akurat o “Alegorii grzechu i zbawienia”. Pierwszy z nich to specyficzny temat i wyjątkowy czas powstania dzieła. Jest to obraz, który mógł powstać wyłącznie w jednym, bardzo konkretnym momencie. Drugi powód to artysta, spod którego ręki wyszło ta praca. Hans Vredeman de Vries to bardzo ciekawa postać, o której nie mówi się zbyt wiele, a szkoda, bo miał niebagatelny wpływ na wygląd Gdańska, podobnie jak wiele innych niderlandzkich artystów. Co przyciągało ich nad Motławę? Dowiecie się tego z dalszej części tego odcinka.
Spodziewam się, że niektórzy z Was mogli się już domyślić, o jaki moment w dziejach mi chodziło. Jest to oczywiście reformacja. W Gdańsku teorie Lutra trafiły na znacznie bardziej podatny grunt, niż w innych częściach Rzeczypospolitej. Winny był temu narastający od lat konflikt między pospólstwem a patrycjatem. Najubożsi gdańszczanie widzieli w reformacyjnych hasłach nadzieję na nowy, bardziej sprawiedliwy świat, w których ich los nie będzie zależny od kościelnych hierarchów i obnoszących się swoim bogactwem burmistrzów i radnych. To właśnie pospólstwo i mniej zamożni mieszczanie rozpoczęli rewolucję religijną w mieście. Domagali się nie tylko reform kościoła, ale także zniesienia niektórych ciążących na nich podatków oraz lichwy. Luter ośmielił ich do głośnego wyrażania swojego zdania.
Jakby sytuacja nie była wystarczająco napięta, w połowie XVI stulecia do religijnej dysputy dołączyła trzecia grupa, czyli kalwini reprezentowani przede wszystkim przez bogatych patrycjuszy, którym podobała się idea, że zamożność to nic złego pod warunkiem, że rozsądnie korzysta się z tego przywileju. W mieście wrzało od dysput religijnych. Spierano się o sakramenty, drogę do zbawienia, a także to jak powinny wyglądać kościoły i znajdujące się w nich obrazy. Luteranie je dopuszczali, sprzeciwiając się jedynie ubóstwaniu świętych wizerunków. Kalwini byli jednak zdania, że w kościołach nie ma miejsca na żadne rzeźby i obrazy. Dochodziło do absurdalnych scen. Jednego dnia kalwini demontowali ołtarze z gdańskich świątyń, drugiego luteranie ustawiali je z powrotem. W końcu burmistrz Jan von der Linde powiedział “dość” i postanowił, że wraz z braćmi ufunduje pierwszy prawdziwie luterański ołtarz, aby raz na zawsze pozbyć się zarzutów o bałwochwalstwo i chronienie katolickiego dziedzictwa. Zawisł w nim obraz będący bohaterem tego odcinka.
***
Malarz, któremu zlecono wykonanie tego dzieła, musiał mierzyć się z niemałą presją. Na szczęście Hans Vredeman de Vries nie był amatorem. W 1596 roku należał on do najbardziej wpływowych artystów w Europie. Dlaczego mało kto kojarzy więc dziś to nazwisko? Ponieważ znany był przede wszystkim, dzięki wzornikom architektonicznym. Było to coś w rodzaju ilustrowanego traktatu lub podręcznika. Vredeman de Vries dzielił się w nich ideami i praktycznymi wskazówkami na temat budownictwa. Największą inspiracją była dla niego architektura włoskiego renesansu. To między innymi za jego sprawą miała ona szansę rozprzestrzenić się w północnej Europie. Koniecznie trzeba jednak zaznaczyć, że Vredeman de Vries traktował swoją pracę w sposób twórczy. Inspirował się włoską architekturą, ale jednocześnie wzbogacał ją o nowe, nieznane na południu elementy takie jak ornamenty imitujące metalowe okucia czy zawijane szczyty kamienic. Dostrzeżemy je na wielu gdańskich budowlach.
Hans Vredeman de Vries nie przyjechał do Gdańska, aby namalować obraz do kościoła Bożego Ciała. Rada miejska ściągnęła go nad Motławę, aby zaprojektował nowy system miejskich fortyfikacji. Sprawy jednak nieco się pokomplikowały i został odsunięty od tego zlecenia. Dostawał jednak inne, nie mniej prestiżowe. Pracował nad dekoracją Dworu Artusa, Sali Czerwonej Ratusza Miejskiego i dopiero potem burmistrz poprosił go, aby namalował pierwszy luterański obraz dla Gdańska. Najwyższy czas, abyśmy bliżej mu się przyjrzeli, żeby przekonać się, jak malarz podszedł do tego wyzwania.
***
Obraz przedstawia scenę ukrzyżowania na Golgocie, ale zdecydowanie nie jest to typowa ilustracja tej historii. Pod krzyżem zamiast Marii i Jana Ewangelisty widzimy tylko jedną klęczącą postać. Nie przypomina ona żadnego świętego, wygląda raczej na pustelnika. Można odnieść wrażenie, że porzucił swoje dawne życie dosłownie przed chwilą. Otacza go w końcu mnóstwo porozrzucanych przedmiotów. Gdy bliżej im się przyjrzymy, dostrzeżemy wśród nich habit i bicz, różaniec i brewiarz, kapelusz oraz laskę pielgrzymią oraz bullę papieską i kropielnicę. Są to przedmioty typowe dla tradycji katolickiej. Malarz umieścił je na obrazie, aby pokazać, że luteranie stanowczo się od niej odcinają.
Człowiek na obrazie nieprzypadkowo pozostał anonimowy. Chodziło o to, aby każdy wpatrujący się w niego wierny mógł się z nim łatwo utożsamić. Czające się na nich pokusy symbolizuje wijący się wokół krzyża pół-wąż, pół-kobieta. Jest to oczywiście szatan. Obraz sugeruje, że jedynym sposobem na to, aby się przed nim ochronić, jest żywa wiara w Boga.
Ta warstwa znaczeniowa była czytelna dla wszystkich wiernych. Bardziej uważni i umiejący czytać obserwatorzy mogli dodatkowo dopatrzyć się w nim dosłownych cytatów z pisma świętego. Znajdują się one na kartuszu nad krzyżem. Nie zawiera on zwyczajowego skrótu INRI, tylko adnotacje do konkretnych wersetów starego i nowego testamentu. Konkretniej do fragmentów dotyczących grzechu pierworodnego oraz warunków zbawienia. Gdy otworzymy Biblię na wskazanych stronach, dowiemy się, że życie wieczne można osiągnąć wyłącznie poprzez wiarę i nie są do niego niezbędne dobre uczynki, jak twierdzili katolicy.
***
Mamy więc przed sobą wyjątkowy obraz. Dzieło, które znajdowało się w centrum sporu między wyznawcami katolicyzmu, luteranizmu i kalwinizmu. Kto odniósł w nim zwycięstwo? Patrząc wyłącznie na liczby, byli to luteranie. W XVII wieku to właśnie oni byli większością w Gdańsku. Przedstawiciele innych wyznań również mogli jednak czuć się bezpiecznie. W mieście panowała względna tolerancja religijna.
Tego samego nie można powiedzieć o ówczesnych Niderlandach. Zamieszki w Gdańsku były niczym w porównaniu do trwającej tam wojny domowej. Wielu uchodźców szukało schronienia właśnie w Gdańsku. Przyjeżdżali nad Motławę, bo wiedzieli, że nie grożą im tu represje z powodu wyznawanej religii. W mieście nietrudno było również o pracę, zwłaszcza jeśli było się zdolnym rzeźbiarzem, malarzem lub architektem. Wszystko przez to, że sztuka niderlandzka była wówczas w Gdańsku bardzo modna – nie tylko wśród patrycjuszy, ale także polskiej szlachty. Popyt na pochodzące stamtąd wyroby wytworzył się jeszcze w średniowieczu, gdy gdańskie warsztaty rzemieślnicze były daleko w tyle, za tymi działającymi w Brugii i innych niderlandzkich miastach. Początkowo towary sprowadzano drogą morską w zamian za lokalne surowce. Potem do miasta zaczęli przypływać również sami artyści. Z czasem doszło do tego, że przyjeżdżali nad Motławę nie po to, aby uciec przed wojną, tylko aby zarobić – tak było w przypadku Hansa Vredemana de Vriesa. Przybywając do miasta liczył pewnie na to, że nie spotka się z wielką konkurencją. Tymczasem trafił tu na szereg swoich rodaków. Projekt nowego systemu fortyfikacji przejął po nim Anton van Obbbergen, który podobnie jak Vries działał wcześniej w Antwerpii. Brama Wyżynna, Ratusz Staromiejski, a nawet fontanna Neptuna – wszystkie te ikoniczne budowle to także dzieła niderlandzkich artystów. Jeśli gdańskie Główne Miasto wydaje się Wam więc podobne do Amsterdamu, wiedzcie że są to bardzo trafne skojarzenia. Projektowali je właśnie Holendrzy i Flamandowie – albo osobiście, albo inspirując lokalnych architektów poprzez swoje ryciny i wzorniki.
Książki i artykuły, z których korzystałam:
- Katarzyna Cieślak, Między Rzymem, Wittenbergą a Genewą. Sztuka Gdańska jako miasta podzielonego wyznaniowo, 2000.
- Thomas DaCosta Kaufmann, O rozpowszechnianiu się sztuki niderlandzkiej, w: Niderlandzcy artyści w Gdańsku w czasach Hansa Vredemana de Vriesa, 2006.
- Heiner Borggrefe, Gdańsk i Niderlandy około roku 1600 – krótkie wprowadzenie do tematu europejskiego, w: Niderlandzcy artyści w Gdańsku w czasach Hansa Vredemana de Vriesa, 2006.
Muzyka wykorzystana w podcaście pochodzi z banku Epidemic Sounds
Zrealizowano przy pomocy finansowej Województwa Pomorskiego