„Jechać do Egiptu? Marzenie!” pisał w 1824 roku Eugène Delacroix. Niedługo później namalował obraz „Śmierć Sardanapala” – jest to doskonała ilustracja tego jak wyobrażał sobie tę część świata. Orient romantyków jest nieziemsko bogaty, potwornie brutalny i szalenie niemoralny, dokładnie tak jak tytułowy Sardanapal – legendarny król Asyrii, który w odpowiedzi na porażkę w walce z buntownikami miał rozkazać, aby jego słudzy sporządzili dla niego stos pogrzebowy składający się ze wszystkich jego bogactw: złota, koni, konkubin. Wszystko to miało spłonąć razem z nim.
Nie jest to oczywiście prawdziwa historia – to egzotyczna fantazja spod pióra poety Lorda Byrona. Europejczycy lubili wtedy takie historie. Całkiem niedawno poznali „Baśnie tysiąca i jednej nocy” i byli głodni kolejnych tego typu opowieści. Bardziej niż prawdziwy Orient, interesował ich jednak Orient, który znali z baśni. Gdy trafiali więc do Egiptu często spotykało ich rozczarowanie. Nie inaczej było w przypadku Delacroix. Gdy realizował swoje marzenie o podróży – co prawda do Maroka, a nie do Egiptu – nigdy więcej nie stworzył już równie brutalnej wizji Orientu. Jak wyglądała więc podróż Delacroix do Afryki? Jak się tam znalazł? Co dokładnie zobaczył i jak wpłynęło to na jego twórczość – o tym wszystkim opowiem Ci już za chwilę.
Zanim przejdziemy do omówienia podróży Delacroix, spójrzmy jeszcze raz na „Śmierć Sardanapala”, bo obraz ten zdecydowanie zasługuje na więcej niż dwa zdania we wstępie. W pierwszej kolejności znajdźmy w plątaninie ciał Sardanapala. Nie jest to trudne zadanie, bo legendarny król silnie wyróżnia się spośród innych postaci – podczas gdy wszyscy inni przedstawieni są w dramatycznych, dynamicznych pozach, on jako jedyny leży nieruchomo w wielkim, bogato zdobionym łożu i przygląda się wszystkiemu z nieukrywaną satysfakcją. Ale tak naprawdę poniósł klęskę. Rządził samolubnie i nieodpowiedzialnie, w efekcie czego wybuchł przeciw niemu bunt i to buntownicy odnieśli w tym sporze zwycięstwo. Właśnie zbliżają się do pałacu, co zwiastują widoczne w tle płomienie.
Sardanapal jest jednak zbyt butny, aby po prostu się poddać albo niezauważenie popełnić samobójstwo. Zamiast tego każe przygotować dla siebie stos pogrzebowy – jego słudzy właśnie kończą go układać. Po tym jak wypełnili posadzkę drogimi naczyniami i tkaninami i biżuterią, przyszedł czas na żywy inwentarz. Jeden z żołnierzy ciągnie na stos przerażonego konia, inni brutalnie zabijają niczemu winne niewolnice z haremu.
Jest to niezwykle brutalna, ale jednocześnie atrakcyjna wizja orientu. Zgromadzone bogactwa i intensywne kolory skutecznie przykuwają naszą uwagę. Zdaje się, że w podobny sposób traktujemy „Baśnie tysiąca i jednej nocy”. W nich też nie brakuje przemocy, ale lubimy słuchać o Szeherezadzie, która sprytnie omamiła sułtana swoimi porywającymi opowieściami i tym sposobem uniknęła śmierci.
Problem w tym, że czasem zapominamy, że historie Sardanapal i Szeherezady to jedynie fikcja. Nie można przez ich pryzmat odbierać ani Egiptu ani całego arabskiego świata. Wiemy to, ale i tak szukamy magii orientu podczas zagranicznych podróży.
Mieli do tego tendencję także XIX-wieczni podróżnicy a wśród nich Eugène Delacroix. Wielu specjalistów jest zdania, że był to efekt nie tylko orientalistycznej literatury, ale także rewolucji przemysłowej, która nabierała coraz większego tempa w Europie. Ludzie zaczęli po prostu odczuwać nostalgię za prostszym, bliższym natury życiem i poszukiwali go właśnie na Wschodzie. Mało kto brał jednak pod uwagę to, że Wschód także się zmienia i unowocześnia. Stąd rozczarowanie, gdy na miejscu okazywało się, że Orient jest znacznie bardziej prozaiczny niż obiecywali to pisarze tacy jak Byron.
Delacroix nie znalazł więc w Afryce Sardanapala ani walecznych, groźnych Arabów, których tak często malował przed wyjazdem. Natknął się za to na życzliwych sprzedawców pomarańczy, kobiety piorące ubrania w strumieniu, szanowanych lokalnych dygnitarzy i egzotyczne zwierzęta. Uczestniczył nawet raz w żydowskim weselu w Tangerze. Właśnie takie sceny zachowały się na jego szkicach, które wykonywał po części dla siebie, po części dla swojego patrona. Musisz bowiem wiedzieć, że Delacroix nie pojechał do Maroka samodzielnie. Pewnie nie byłoby go na to stać. Zabrał go tam dyplomata Charles de Mornay w roli… aparatu fotograficznego.
W 1832 r. gdy Delacroix odwiedzał Maroko fotografia dopiero raczkowała. Częstą praktyką było więc zabieranie w podróż właśnie artystów. Ich zadaniem było dokumentowanie egzotycznych widoków, ludzi i architektury. Powstałe w ten sposób akwarele trafiały do specjalnych albumów, którymi można było się potem chwalić przed znajomymi, tak jak dziś chwalimy się zdjęciami z podróży na Instagramie.
Marokańskie szkice Delacroix i Instagram mają jeszcze jedną cechę wspólną – nie zawsze są autentyczne. Malarzowi zdarzało się ubarwiać rzeczywistość, nakładać na nią filtry, dostosowywać ją do swoich wyobrażeń o Oriencie. Jego muzykanci mają więc w dłoniach średniowieczne, nie używane od setek lat lutnie, a kobiety noszą stroje, które dawno wyszły już z mody. Robił to wszystko po to, aby odrzeć Orient z nowoczesności, która nie pasowała mu do jego wizji tej części świata.
W malarzu i tak zaszła jednak pewna zmiana. Podróż do Maroka rozpoczyna nowy etap w orientalizmie Delacroix. Obrazy powstałe po tym wydarzeniu w zdecydowanej większości są wolne od przemocy i erotyzmu. Stają się za to bardziej kameralne. Widz staje się w nich cichym gościem, który podgląda codzienne życie mieszkańców afrykańskich miast. Aby się o tym przekonać, zerknij na „Kobiety Algierskie” – obraz prezentowany tuż obok „Śmierci Sardanapala”.
Widać różnicę, prawda?
Wciąż nie jest to wierne odbicie rzeczywistości. Te panie nie nosiły zapewne tak bogatych strojów. Nie musiały też palić fajki wodnej. Delacroix pewnie namalował ją tutaj, bo wiedział, że jego widzowie będą kojarzyć ten przedmiot z Orientem. Jestem za to w stanie uwierzyć na porozrzucane w nieładzie buty, dywany na podłogach i wzorzyste kafelki na ścianach – tak mógł wyglądać algierski Rijad. Najważniejsze jest jednak to, że ta scena jest spokojna, intymna, a nie przeteoretyzowana tak jak inne wizerunki afrykańskich kobiet powstające w tym czasie.
Delacroix spokorniał więc nieco podczas podróży do Maroka i zrezygnował z malowania brutalnych wizji orientu, bo miały one niewiele wspólnego z rzeczywistością, jakiej doświadczył.
Jakiś czas po powrocie z Afryki malarz pozwolił sobie co prawda na jeszcze jeden, pełen przemocy obraz w orientalnej scenerii. Mam na myśli „Wejście krzyżowców do Konstantynopola”– tam trup także ściele się gęsto. „Tym złym” są jednak nie Turcy czy Arabowie, ale sami Europejczycy. I niestety tym razem jest to prawdziwa historia.
Gdzie dokładnie prezentowany jest obraz „Śmierć Sardanapala”?
„Śmierć Sardanapala” znajduje się w tej samej sali, co omawiana w poprzednim odcinku „Tratwa Meduzy”, czyli w pokoju nr 700.
Edit. W 2022 roku obraz został zdjęty z ekspozycji, ponieważ przechodzi konserwację.
Książki i artykuły dla dociekliwych:
- Informacja o obrazie na stronie Luwru.
- Eugene Delacroix, „Dzienniki”, część pierwsza: 1822-1853.
- Edward Said, „Orientalizm”, tłum. Monika Wyrwas-Wiśniewska, 2018.
- Monica Lindsay-Perez, „Delacroix in Marocco”, The New York Art Resources Consortium
Muzyka wykorzystana w odcinku „Śmierć Sardanapala” pochodzi z dwóch banków muzyki: Epidemic Sound oraz Free Music Archive.
Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci
[…] jak wspomniałam, jednym z artystycznych idoli Van Gogha był Eugene Delacroix. Podczas pobytu w Saint Remy Vincent kopiował jego obrazy aż trzy razy, w co wliczają się dwa […]