Podczas gdy w Luwrze wszystkie oczy skierowane są w stronę Mona Lisy, a na gigantyczne „Wesele w Kanie” zwracają uwagę tylko nieliczni, w Muzeum Narodowym w Warszawie mamy sytuację odwrotną – to wielkoformatowa „Bitwa pod Grunwaldem” jest gwiazdą sali matejkowskiej, natomiast pozostałe płótna wiszące w pomieszczeniu, w tym portret Teodory Matejkowej, nikną w jej blasku.
My nietypowo odwrócimy się jednak plecami od „Bitwy pod Grunwaldem” i skupimy się wyłącznie na portrecie Teodory. Wierz mi, warto to zrobić. Chyba żadnym z obrazów w Muzeum Narodowym nie wiąże się równie burzliwa historia miłosna. Trochę przypomina ona dzieje „Szału” Podkowińskiego, ale tym razem to nie artysta rzucił się z nożem na obraz. Zrobił to ktoś inny. Ktoś, kogo historia zapamiętała jako przyczynę wszystkich kłopotów Matejki. Czy słusznie? Zaraz się o tym przekonamy.
Życie codzienne Teodory i Jana Matejków
Domyślam się, że niewiele wiecie o życiu prywatnym Matejki. Kojarzymy go przede wszystkim z wielkimi historycznymi płótnami, ale nie znamy go jako człowieka. Czy był ciekawą postacią?
Jego indywidualna biografia raczej nie wyróżnia się niczym szczególnym. Historia portretu ślubnego jego żony jest jednak nietuzinkowa. Masz przed sobą drugą wersję tego obrazu namalowaną 15 lat po ślubie państwa Matejków. Pierwsza wersja wyglądała niemal identycznie, ale nie przetrwała do naszych czasów, jednak nie na skutek wojny czy innego kataklizmu. Teodora własnoręcznie zniszczyła ten obraz. Po prostu wzięła do ręki nóż i pocięła płótno na kawałki. Dlaczego? Co skłoniło ją do tak dramatycznego gestu?
Matejko portretował swoją żonę wielokrotnie. W Muzeum Narodowym nie brakuje na to dowodów. Teodora użyczyła wizerunku Barbarze Radziwiłłównie, królowej Bonie, Zofii Szydłowieckiej, a nawet jednej z kobiet słuchających kazania Skargi. Portret w stroju ślubnym to jeden z nielicznych w pełni ukończonych obrazów, gdzie Teodora jest po prostu sobą.
Portret w pierwotnej, niezachowanej wersji powstał chwilę po ślubie Matejków. Pozująca do niego Teodora miała wówczas zaledwie 18 lat. Na obrazie wygląda jednak na znacznie starszą niż w rzeczywistości. Wszystko przez to, że Matejko namalował ją tu jako spokojną, zamyśloną matronę, w rzeczywistości, mając u boku pełną energii nastolatkę. Jej rzeczywisty temperament przysłania powaga bijąca z jej oczu oraz kosztowna, biała suknia zaprojektowana przez samego Matejkę. Na suknię składa się szeroka spódnica, bluzka z bufiastymi rękawami oraz staropolski, bogato zdobiony kontusz. Nie był to ostatni krzyk mody, raczej historyczna fantazja mistrza Matejki, który zaprojektował strój ślubny nie tylko dla narzeczonej, ale także dla siebie i towarzyszących im druhenek. Wszyscy razem wyglądali jak wyjęci z jego historycznych płócien.
Czy w całym tym przedstawieniu znalazło się miejsce na miłość?
Zdaje się, że tak, nawet jeśli nie było tego widać na pierwszy rzut oka. Wielki Jan Matejko był bowiem bardzo nieśmiały i nigdy nie afiszował się zanadto ze swoimi uczuciami. Teodora była właściwie jedyną dziewczyną, o której względy się starał.
Znali się praktycznie od zawsze. Rodziny Matejków i Giebułtowskich przyjaźniły się. Matejko kolegował się ze starszymi braćmi Teodory i spędzał z nimi wakacje, w efekcie czego matka chłopców traktowała małego Janka jak syna, a ten w związku z tym, że stracił bardzo wcześnie matkę, doskonale czuł się pod jej skrzydłami. Z czasem bracia Giebułtowscy jednak dorośli i wyprowadzili się, w efekcie czego Matejce zaczęło brakować pretekstu do tego, aby nadal bywać w ich domu. Zdaje się, że to właśnie wtedy zwrócił uwagę na najmłodszą Teodorę, która zdążyła w tym czasie wyrosnąć na urodziwą pannę. Oświadczył się i został przyjęty, choć nie od razu. Wątpliwości miała zarówno sama Teodora, jak i jej rodzina. Matejko nie był jeszcze wtedy bardzo znanym artystą, więc pod dużym znakiem zapytania stał jego materialny byt. Rodzina Teodory nie była też pewna, czy narzeczeni pasują do siebie pod względem charakteru. Teodora była energiczną, pewną siebie dziewczyną, która uwielbiała być w centrum uwagi, a Matejko wręcz przeciwnie. Najchętniej całe dnie spędzałby w domu i malował.
Mimo licznych wątpliwości i trudnych charakterów obojga małżonków, Matejkom na początku układało się naprawdę dobrze. Wspólnie podróżowali, wili sobie gniazdko na Krupniczej w Krakowie i pisali do siebie pełne czułości listy. Doczekali się też piątki dzieci.
Co doprowadziło zatem do tego, że Teodora zniszczyła własny portret ślubny?
Choroba, a nie szaleństwo, co sugerowałoby wiele źródeł. Rzeczywistym źródłem problemów w domu Matejków była cukrzyca.
Zdiagnozowano ją u Teodory, gdy miała zaledwie dwadzieścia kilka lat i zaczęła gwałtownie przybierać na wadze. Dziś przepisano by jej kurację insulinową, ale wtedy nikt nie słyszał o tej metodzie i cukrzycę jak setki innych przypadłości leczono wyjazdami do wód, czyli po prostu wodą mineralną.
Jak nietrudno się domyślić tego rodzaju kuracje niewiele dawały, dlatego z czasem lekarze zaczęli przepisywać Teodorze morfinę i wtedy zaczęły się problemy. Nikt nie wiedział wówczas, że morfina oprócz tego, że ma właściwości przeciwbólowe, jest też narkotykiem i może powodować depresję. Lekarze bez skrupułów przepisywali więc Matejkowej kolejne dawki, a ona zamiast zdrowieć z dnia na dzień jeszcze bardziej podupadała na zdrowiu.
To właśnie wtedy narodziła się legenda o szalonej Teodorze, która zatruwa życie wielkiemu narodowemu malarzowi. Mówiono, że jest nad wyraz rozrzutna, choć w rzeczywistości to Matejko nie najlepiej gospodarował pieniędzmi. Zarzucano jej, że ciągle bywa na balach, podczas gdy w pojawiała się wyłącznie na uroczystościach, gdzie jej obecność była jak najbardziej wskazana. Wytykano jej ciągłe wyjazdy i zaniedbywanie dzieci, a przecież chodziło tu o jej zdrowie. Wspólnie życie z Teodorą z pewnością nie było dla Matejki łatwe, ale nie jest to powód do tego, aby obwiniać ją za wszystkie jego niepowodzenia.
Niewygodne plotki o Matejkach jeszcze bardziej podburzyła sytuacja, która miała miejsce w marcu 1876 roku. Teodory nie było wtedy dłuższy czas w domu, bo po raz kolejny wysłano ją na kurację do wód. Ta niespodziewanie skończyła się jednak wcześniej, przez co Teodora przypadkiem odkryła tajemnicę, którą ukrywał przed nią nie tylko mąż, ale cała rodzina. Chodziło o obraz „Kasztelanka”. Potajemnie, jednak za zgodą matki i babki, pozowała do niego nastoletnia siostrzenica Teodory. Matejko liczył na to, że zdąży skończyć obraz przed powrotem żony, jednak ta wróciła wcześniej, zastając w pracowni nowy obraz, a na nim nie własną lecz znacznie młodszą, i do tego znajomą twarz. Wtedy wpadła w szał, chwyciła za nóż i ku rozpaczy Matejki pocięła na kawałki swój własny portret ślubny. Chciała aby podobny los spotkał również „Kasztelankę”, ale Matejko zobowiązał się zniszczyć go sam. W rzeczywistości tego nie zrobił, tylko ukrył go przed żoną, a na dowód tego, że obraz został zniszczony pokazał jej jedynie jego odcięte rogi.
W takich oto okolicznościach zniszczona została pierwsza wersja ślubnego portretu Teodory.
Zniszczyły go zazdrość i tęsknota.
Zazdrość o urodę siostrzenicy i tęsknota za czasami, kiedy samemu miało się naście lat. Jak inaczej wytłumaczyć to, że Teodora rzuciła się z nożem na własny portret? Była to pamiątka czasów, gdy sama była młoda, piękna i przede wszystkim zdrowa. Wtedy tylko ona pozowała do najważniejszych postaci kobiecych na obrazach Matejki. Choroba oprócz zdrowia zabrała jej i to.
I (nie) żyli długo i szczęśliwie
Matejko był bardzo przywiązany do wszystkich swoich prac, dlatego dwa lata po tym wydarzeniu, zdecydował się odtworzyć zniszczony portret żony, być może bazując na jego podartych fragmentach.
Relacji z żoną nigdy już jednak nie naprawił. Z roku na roku było tylko gorzej i gorzej aż wreszcie za namową swojego sekretarza Mariana Gorzkowskiego umieścił ją w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Czy faktycznie było to konieczne? Trudno to stwierdzić. Wieloletnia kuracja morfiną na pewno miała katastrofalny wpływ na psychikę Teodory i z pewnością potrzebowała ona profesjonalnej pomocy. Dziwne jest jednak to, że wcześniej Gorzkowski szukał dla niej miejsca w zamkniętym klasztorze. Dopiero, gdy z planów tych nic nie wyszło, Teodorę oddano do zakładu dla psychicznie chorych. Wygląda to raczej na próbę pozbycia się problematycznego członka rodziny, niż realną chęć pomocy.
Na swoje szczęście Teodora nie pozostała w zakładzie do końca życia. Udało jej się opuścić szpital, między innymi dzięki wstawiennictwu krakowian. Z Matejką już zawsze byli już jednak na wojennej stopie. Pojednała ich dopiero śmierć. Najpierw Matejki, a trzy lata później samej Teodory. Pochowano ich wspólnie, na cmentarzu rakowickim w Krakowie.
Aby zakończyć optymistycznie przypomnę tylko, że w dniu ślubu, jak i kilka lat po nim, Matejkowie byli naprawdę szczęśliwi. Uroczystość, choć skromna, była jak z marzeń. Piękna suknia, toasty, dwie zaprzyjaźnione od dawna rodziny, wpatrzeni w siebie małżonkowie. To scena, jak z bajki. I w bajkach zdarzają się jednak choroby i kłótnie. Kto wie, może gdyby w historii Matejków pojawił się lekarz, który jakimś cudem już wtedy wiedziałby, jak skutecznie leczyć cukrzycę, ich historia skończyłaby się zupełnie inaczej, a w Muzeum Narodowym wisiałaby pierwsza, niezniszczona wersja portretu ślubnego Teodory? Wtedy byłaby to po prostu pamiątka ślubu wielkiego malarza. Czy wówczas zdecydowała bym się o niej opowiedzieć.
Książki dla dociekliwych:
- bazowałam przede wszystkim na książce „Teodora, moja miłość: życie codzienne Jana i Teodory Matejków” autorstwa Jolanty Anteckiej i Małgorzaty Buyko
Muzyka wykorzystana w podcaście pochodzi z banku Epidemic Sounds.