Śmierć Marii, Michelangelo Merisi da Caravaggio, Wielka Galeria, sala 712

Słuchaj

Jeśli artyści wczesnego renesansu uczłowieczyli świętych, nie wiem jak opisać to, co zrobił z nimi Caravaggio. Jego apostołowie niczym nie różnią się od ubogich plebejuszy, jakich można było spotkać w ówczesnych rzymskich karczmach. Co więcej, nieraz pozowali oni Caravaggio do jego świętych obrazów. Nie inaczej było w przypadku „Śmierci Marii”, czyli obrazu na który patrzymy. Czy zleceniodawcom Caravaggia się to podobało – nie. Czy Caravaggio ponosił tego konsekwencje – oczywiście, ze tak. Ale nie był to typ człowieka, który uczy się na błędach. Jeśli lubisz opowieści o niepokornych awanturnikach, jego historia na pewno Ci się spodoba.

Śmierć Marii Caravaggio
Caravaggio, Śmierć Marii, źródło: Wikimedia Commons

„Śmierć Marii” to w zamierzeniu obraz, który miał zawisnąć w jednej z kaplic kościoła Karmelitów Bosych w Rzymie. Gdy zakonnicy zobaczyli gotowe dzieło, zamarli, ale z oburzenia nie z zachwytu. Nie podobało im się w tym obrazie praktycznie nic. Narzekali, że apostołowie ustawieni wokół Marii są zbyt ubogo ubrani i jakby za smutni, że czerwona kotara w górnej części obrazu wygląda jak z podrzędnej noclegowni i że cały obraz jest zdecydowanie zbyt świecki.

Najwięcej uwag budziła jednak postać Marii. Kobieta leży na wznak na łóżku i nie ma wątpliwości, że jest martwa. Ma zamknięte oczy, szarą skórę i bose stopy. W niczym nie przypomina matki Boga. Do tego po Rzymie zaczęły krążyć pogłoski, że w roli modelki Caravaggio wykorzystał tu martwą prostytutkę wyłowioną z Tybru. Inna wersja tej plotki głosiła, że do obrazu pozowała żywa kobieta, ale wciąż prostytutka.

Śmierć Marii Caravaggio - detal

Obraz został więc odrzucony, ale dla Caravaggia nie było to nic nowego. Jego pomysły regularnie spotykały się z niezrozumieniem. „Święty Mateusz z aniołem” został odrzucony, bo apostoł wygląda na nim, jak ubogi wieśniak, a do tego anioł zbyt sugestywnie kieruje jego poczynaniami podczas pisania ewangelii; „Nawrócenie świętego Pawła” nie podobało się, bo to koń (a właściwie koński zad), nie święty zajmuje na nim większość kompozycji; natomiast „Matka Boska Pielgrzymów” wzbudziła oburzenie, ponieważ pielgrzymi przedstawieni na pierwszym planie mieli nagie, brudne stopy, które rzekomo miały przeszkadzać w modlitwie.

Gdyby Caravaggio żył w innych czasach raczej nie malowałby obrazów religijnych. Daleko mu było do świętoszka. Los chciał jednak, że urodził się w czasach kontrreformacji – kościół uparcie walczył wtedy o zachowanie swoich wpływów i za oręż wybrał sobie sztukę. Miała być pompatyczna, przejmująca i chwytająca za serce. Zapotrzebowanie na obrazy religijne było wtedy ogromne. Szczególnie popularne były tematy, które reformacja odrzuciła albo znacząco ograniczyła i kult Marii się do nich zaliczał.

Caravaggio byłby zatem głupcem, gdyby nie chwycił się tej okazji. Jednocześnie był jednak zbyt charakternym i zbyt zdolnym malarzem, aby powielać istniejące schematy i produkować wizerunki kolejnych świętych jak od linijki. Stale przemycał więc do religijnych kompozycji swoje śmiałe pomysły i stale za to obrywał.

Prywatnie też był nieustępliwy. Regularnie zachodził komuś za skórę i wywoływał awantury w rzymskich karczmach. Zdarzyło mu się np. rzucić talerzem karczochów w oberżystę. Takie zachowanie też nie podobało się jego zleceniodawcom. Czemu mimo tak wątpliwej reputacji zamawiali więc u Caravaggia coraz to nowe obrazy? Nie był on też przecież jedynym malarzem działającym w Rzymie. Miał całkiem pokaźną konkurencję.

Caravaggio, Grający w karty
Caravaggio, Grający w karty, źródło: Wikimedia Commons

Żaden z tych malarzy nie mógł jednak równać się sławą i talentem z Caravaggiem. W jego płótnach coś, czego nawet skrajnie konserwatywni duchowni nie mogli przeoczyć. Caravaggio to taki barokowy Alfred Hitchcock. Jego obrazy trzymały w napięciu, bo przeważnie przedstawiały najbardziej dramatyczny, kulminacyjny. moment danego wydarzenia.  Do tego Caravaggio mistrzowsko operował kolorem i światłocieniem, dzięki czemu jego obrazy były jeszcze bardziej poruszające.

Współpraca z Caravaggiem wiązała się więc z pewnym ryzykiem, ale istniało spore prawdopodobieństwo, że powstanie dzięki niej arcydzieło. I arcydzieło to zapisze w historii zarówno imię malarza, jak i mecenasa, który zlecił namalowanie obrazu.


Śmierć Marii” została jednak uznana za bluźnierstwo, a nie arcydzieło. Mówiono, że akcja obrazu rozgrywa się w noclegowni. Miało to sugerować skromne umeblowanie i wspomniana kotara w górnej części kompozycji. Dawniej takimi kotarami faktycznie rozdzielono łóżka w oberżach. Tylko bardzo zamożne osoby było stać na wynajęcie osobnego pokoju. Dla uboższych luksusem często było nawet własne łóżko. Nie raz zdarzało się, że w podróży trzeba było dzielić siennik z kimś zupełnie obcym.

Oto co Erazm z Rotterdamu radził osobom, które znajdą się w takiej sytuacji:

„Gdy dzielisz z kimś łóżko w gospodzie nie stykaj się z nim i nie wkładaj nóg między jego nogi”

Erazm z Rotterdamu, fragment poradnika „O wytworności obyczajów chłopięcych”

– to autentyczny fragment z podręcznika etykiety pod tytułem „O wytworności obyczajów chłopięcych”. Dalej jest jeszcze ciekawiej, znowu cytuję:

 „Jeśli natrafisz w pościeli na coś obrzydliwego, nie odwracaj się do swojego towarzysza i nie pokazuj mu tego do powąchania ze słowami „Chciałbym wiedzieć, czy to bardzo śmierdzi”

Erazm z Rotterdamu, fragment poradnika „O wytworności obyczajów chłopięcych”

Tak więc wyglądały gospody  w czasach Caravaggia. Zdaje się, że tym razem malarz przesadził nieco z realizmem. Postanowił namalować moment, w którym Matka Boska umarła, i to w bardzo niezbyt stosownym dla niej miejscu. Apostołowie nie wiedzą jeszcze, że zostanie ona wniebowzięta. Są więc bardzo smutni i robią to, co zwykle robią ludzie, gdy umrze im ktoś bliski, czyli przygotowują się do pochówku kobiety. Świadczy o tym miska z octem na dole obrazu. Ocet wykorzystywano wówczas do obmywania zwłok.

To bardzo ciekawa wizja, ale karmelici oczekiwali czegoś zupełnie innego. Im potrzebny był obraz, który pokaże, że Matka Boska w blasku chwały została wniebowzięta, i to dlatego kościół ją czci. Tymczasem dostali nędzarkę, która umarła w podrzędnej oberży i nic poza cieniutką aureolą nie wskazuje na to, aby za chwilę miała zostać wzięta do nieba. Po tym wszystkim nie było szans na to, aby obraz zawisł w jakimkolwiek kościele.

Mimo to niedługo później płótno znalazło nabywcę. Kupił je sam Peter Paul Rubens – flamandzki malarz, którego możesz kojarzyć z wizerunkami pulchnych pań. Rubens był zafascynowany Caravaggiem i niejednokrotnie inspirował się nim w swoich kompozycjach, dlatego gdy nadarzyła się okazja, kupił obraz – co prawda nie dla siebie, tylko dla księcia Mantui, ale gdyby nie on wątpliwe wydaję się, aby książę go nabył. „Śmierć Marii” powędrowała więc do Lombardii. Potem kilkukrotnie obraz zmieniał jeszcze właścicieli i finalnie trafił do kolekcji króla Francji, dlatego dziś prezentowany jest w Luwrze.

Ciąg dalszy awanturniczych przygód Caravaggia [fragment pominięty w podcaście]

Sam Caravaggio też nie zabawił długo w Rzymie. Lata 1605-1606, to chyba najbardziej niefortunny czas jego życia. Niedługo po namalowaniu „Śmierci Marii” spotkało go coś znacznie gorszego niż odrzucenie obrazu. Tym razem zawinił jednak nie nieokiełznany talent, lecz temperament Caravaggia. Początkowo nic nie zapowiadało katastrofy. Był ciepły, majowy wieczór i Caravaggio postanowił spędzić go grając w grę nieco zbliżoną do współczesnego tenisa. Pech chciał, że jego przeciwnikiem okazał się być człowiek, z którym Caravaggio nie był w najlepszych stosunkach. Nie wiadomo do końca dlaczego, może pokłócili się o kobietę, może konflikt zaczął się podczas którejś z pijackich burd. Nie ważne. Z naszej perspektywy znacznie bardziej istotne jest to, że po tym, jak panowie odrzucili rakiety, chwycili za szpady i cios, który Caravaggio zadał przeciwnikowi był śmiertelny.

Tym razem Caravaggia nie mogli uratować już możni protektorzy, bo sprawa toczyła się o morderstwo, a nie o nocną rozróbę. Caravaggio musiał uciekać z Wiecznego Miasta. Wtedy jeszcze nie wiedział, że już nigdy nie postawi stopy w Rzymie – mieście, które dało mu sławę, prestiżową pozycję i pieniądze. Próbował się tam dostać jeszcze pod koniec życia, ale mu się nie udało. Zmarł w drodze w bardzo tajemniczych okolicznościach. Wciąż nie wiadomo, co właściwie się stało. Ciała artysty nigdy nie znaleziono.


Śmierć Marii w wersji Carlo Saraceni
Carlo Saraceni, Śmierć Marii – właśnie to płótno zawisło finalnie w kościele Karmelitów / źródło: Wikimedia Commons

Czy Rzym zapomniał o Caravaggiu? Nie od razu. Po jego śmierci tworzyło jeszcze sporo artystów, którzy wyraźnie się nim inspirowali. Niedługo później dostojnicy kościelni uznali jednak, że na ołtarzach znacznie lepiej sprawdzają bardziej zachowawcze obrazy. Takie właśnie było płótno, które finalnie zawisło w kościele Karmelitów Bosych. Matka Boska zamiast leżeć na wznak, wznosi na nim oczy ku górze. Nie bez powodu, w końcu z niebios schodzą do niej aniołowie. Na obrazie też są apostołowie, ale zamiast się smucić, padają na kolana i zamierają w zdumieniu. Takiego obrazu oczekiwali karmelici. Ale Caravaggio nigdy by im go nie dostarczył. Mistrz barokowego suspensu nie zadowoliłby się taką oczywistą narracją.

Gdzie dokładnie prezentowany jest obraz „Śmierć Marii” autorstwa Caravaggia?

„Śmierć Marii” znajduje się w Wielkiej Galerii wśród innych dzieł włoskiego baroku. Jeśli wcześniej oglądaliście Mona Lisę (sala 711), powinniście wrócić do Wielkiej Galerii i kierować się w prawo.

Kilka książek i artykułów, z których korzystałam:

Muzyka wykorzystana w podcaście pochodzi z dwóch banków muzyki: Epidemic Sound oraz Free Music Archive.

Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci

Historyczka sztuki, copywriterka i storytellerka. Od lat zaprzyjaźniona z klawiaturą. Mikrofon dopiero oswaja, ale czuje, że i ta znajomość ma przyszłość.

Dołącz do dyskusji

1 komentarz
Odcinek 5