W odcinku wstępnym opowiedziałam Wam już o tym, jak “Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga znalazł się w Gdańsku. Teraz czas na to, aby zmierzyć się z tym, co właściwie przedstawia ten obraz. Dlaczego jest tak wyjątkowy? Co sprawia, że obok “Damy z Gronostajem” Leonarda da Vinci uważany jest za jedno z najcenniejszych dzieł sztuki w Polsce? Za chwilę poszukamy odpowiedzi na wszystkie te pytania. Już teraz mogę Was jednak zapewnić, że sława tego dzieła nie jest wyłączną zasługą jego burzliwej historii.

Do tego aby docenić wartość artystyczną “Sądu Ostatecznego” Memlinga nie trzeba wprawnego oka historyka sztuki. Wystarczy prosty eksperyment. Proponuję, abyście najpierw udali się do Bazyliki Mariackiej i przyjrzeli się tam kopii obrazu, a następnie zobaczyli oryginał w Muzeum Narodowym na Toruńskiej. Różnica jest kolosalna. Kopista nie był w stanie oddać ani świetlistości oryginalnego obrazu ani drobiazgowości przedstawionych na nim detali. Wszystko przez to, że od dawna nikt tak już nie maluje. To maniera typowa dla piętnastowiecznych malarzy niderlandzkich. Łączyli oni umiejętności wyniesione z średniowiecznych iluminatorskich warsztatów z typowo nowożytnym pragnieniem możliwie jak najwierniejszego obrazowania rzeczywistości. Efektem tej niecodziennej kombinacji były obrazy tak naturalistyczne, że aż nierealne. Pełne szczegółów i niezwykle wyrafinowanych iluzji.
Chcąc się o tym przekonać, spójrzcie na zbroję ważącego dusze Michała Archanioła. Odbija się w niej znajdująca się przed nim sceneria – rozległy, płaski krajobraz oraz zmarli wychodzący z podziemi. To przedłużenie kompozycji widocznej na obrazie – ta sama scena widziana oczami Michała Archanioła. W podobny sposób został namalowany złoty glob, o który opiera stopy Chrystus. On także odbija elementy spoza kadru.
Skąd u niderlandzkich malarzy motywacja do wplatania w obrazy tego rodzaju elementów? Takie “smaczki” na pewno cieszyły ich klientów – bogatych kupców, bankierów i armatorów statków przewożących tkaniny i przyprawy. To właśnie oni i ich pieniądze wytworzyli w Niderlandach doskonałe warunki do rozwoju sztuki. Patrycjusze prześcigali się w fundowaniu obrazów, rzeźb, relikwiarzy i innych drogocennych przedmiotów. Każdy chciał oczywiście, aby to jego dzieło było możliwie jak najbardziej okazałe. W takich warunkach artyści również zmuszeni byli ze sobą rywalizować i szukać coraz to nowych sposobów na to, aby zaskakiwać swoich mocodawców, chociażby poprzez odblaski na połyskujących przedmiotach. W ten sposób na północy Europy rozpoczął się renesans.

***
Renesans niderlandzki miał nieco inne źródła niż ten włoski. I tam i tu rynek sztuki napędzali pierwsi kapitaliści, ale na północy początkowo nie przyjęła się fascynacja antykiem. Doskonale widać to na przykładzie aktów w “Sądzie Ostatecznym” Memlinga. Nie mają one wiele wspólnego z rzeczywistą ludzką anatomią. Nie było to jednak spowodowane tym, że niderlandzcy artyści jej nie znali. Była to po prostu pewna konwencja. Twarze postaci zostały przedstawione bardzo realistycznie, natomiast ciała powielają pewien schemat. Nie są to w końcu ludzie z krwi i kości, tylko ich dusze wstające z grobów. Memling nie widział potrzeby, aby epatować w swoim dziele rzeczywistą golizną. Było to do przyjęcia w Italii, ale nie w Niderlandach. Tam nagie ciało ludzkie wciąż było tematem tabu.
Obecnie renesans włoski cieszy się znacznie większą sławą niż ten ten w wydaniu północnoeuropejskim. W czasach Memlinga ceniono je jednak na równi. W innym wypadku mieszkańcy Italii nie sprowadzaliby na południe niderlandzkich obrazów, a było to dość częste. Naoczny przykład tego procederu mamy przed oczami. Tryptyk Sądu Ostatecznego powstał na zlecenie włoskiego bankiera Angelo di Jacobo Taniego. Około 1467 roku szykował się on do ślubu i uznał, że to doskonała okazja, aby zamówić obraz do kaplicy w rodzinnym kościele w Badia Fiesolana pod Florencją. Kaplica była poświęcona świętemu Michałowi Archaniołowi, więc oczywistym wyborem był temat Sądu Ostatecznego. Z racji tego, że Tani był kierownikiem filii banku Medyceuszy w Brugii postanowił powierzyć namalowanie obrazu młodemu Hansowi Memlingowi, który właśnie przybył do miasta i najpewniej cieszył się już wówczas renomą zdolnego twórcy.
***
Jeżeli tylko macie na to ochotę, możecie spojrzeć Angelo Taniemu prosto w oczy. Musicie w tym celu obejść tryptyk od tyłu. Wtedy przekonacie się, że na zewnętrznych skrzydłach znajduje się dwoje ludzi w pozach modlitewnych. Mężczyzna to Angelo Tani, natomiast kobieta to jego żona Katarzyna.
Umieszczanie na rewersach poliptyków postaci fundatorów było powszechną praktyką. Jeśli na średniowiecznym lub renesansowym obrazie, zobaczycie klęczące postaci, które modlą się do Matki Boskiej, Chrystusa lub swoich świętych patronów, prawdopodobnie są to właśnie sponsorzy dzieła. Z dzisiejszej perspektywy może wydawać się to skromny, nierzucający się w oczy zabieg. Portrety są w końcu ukryte z tyłu obrazu. Gdyby trafił on jednak do kościoła w Badia Fiesolana, wierni przez większość czasu patrzyliby właśnie na podobizny państwa Tanich. Z prostej przyczyny – tryptyk otwierano tylko w dni świąteczne, których w kalendarzu liturgicznym nie ma aż tak wiele.
Portrety fundatorów nie były więc tak dyskretne, jak się wydają, ale i tak nie wyczerpywały ambicji Taniego. Pragnął on, aby jego fundacja była prawdziwie wyjątkowa, dlatego poszedł jeszcze o krok dalej. Postanowił podkreślić nie tylko to jak bardzo jest bogaty i pobożny, ale również oczytany i wpływowy. Wskazuje na to kilka znaczących, ale łatwych do przeoczenia detali.

Kwatery boczne tryptyku / źródło reprodukcji: WikiMedia
***
Zacznijmy od Michała Archanioła ważącego dusze. To typowy element większości przedstawień sądu ostatecznego. Nie jest wykluczone, że ma on swoje źródła jeszcze w sztuce egipskiej, konkretniej w przedstawieniach sądu Ozyrysa, który również polegał na ważeniu, jednak nie duszy tylko serca zmarłego. Jeśli ciężar przeważył szalę, czekało go wieczne potępienie.
Waga Michała Archanioła zazwyczaj działa podobnie – to ciężar grzechów sprowadza szalę na dół. U Memlinga jest jednak inaczej. To grzesznik unosi się do góry, a zbawiona dusza opada ku ziemi. Skąd ta zmiana? Wygląda na to, że Tani chciał, aby program ikonograficzny jego ołtarza nie bazował wyłącznie na tradycji, ale na Bibli. W Piśmie Świętym nie znalazł jednak potwierdzenia dla zwyczajowego sposobu przedstawiania procesu ważenia dusz. Natknął się za to na inny ciekawy fragment. W starotestamentowej Księdze Daniela czytamy:
“Bóg obliczył twoje panowanie i ustalił jego kres
– zważono cię na wadze i okazałeś się zbyt lekki”
DN 5,27
Jest to treść napisu, który zobaczył na ścianie pałacu legendarny władca Babilonu Baltazar. Jak nietrudno się domyślić wieszczy on jego upadek i potępienie po śmierci. Sugeruje również, że podczas boskiego sądu ważone są nie grzechy, ale dobre uczynki. Dusza niegodziwego Baltazara okazała się w końcu zbyt lekka i dlatego nie dane jej było doświadczyć zbawienia. Tani, a w konsekwencji również Memling przyjął podobny tok rozumowania.


Hans Memling, Sąd Ostateczny, fragment
***
Ingerencje Taniego w treść obrazu nie kończą na sugestii, jak powinna działać anielska waga. Oprócz tego poprosił on Memlinga, aby sportretował na obrazie kilku jego znajomych z brugijskiej filii banku Medyceuszy. Zapewne chodziło mu o to, aby podkreślić swoje związki z tym środowiskiem, i tym samym zrobić jeszcze większe wrażenie – zarówno na mieszkańcach rodzinnej miejscowości, jak i uwiecznionych na obrazie osobach. Ich podobizny znajdują się wśród zbawionych dusz zmierzających do nieba.
Na tym jednak nie koniec. Szczególny zaszczyt przypadł Tommaso Portinariemu, następcy Taniego na stanowisku kierownika medycejskiej faktorii bankowej. Jego oblicze nosi dusza znajdująca się na dolnej szali wagi Michała Archanioła. Decydując się sportretować go właśnie w tym honorowym miejscu, Tani najpewniej chciał podkreślić funkcję pełnioną przez Portinariego. Nie jest również wykluczone, że była to forma przysługi. To właśnie Portinarii podjął się misji dostarczenia gotowego obrazu do Włoch, ale jak wiemy jego statki nigdy nie dotarły do celu.
***
Pozostałe fragmenty obrazu mają znacznie więcej wspólnego z innymi przedstawieniami sądu ostatecznego, dlatego łatwiej je odczytać. Patrzymy na moment, gdy Chrystus ponownie schodzi na Ziemię i kończy się świat jaki znamy. Matka Boska, Jan Chrzciciel i apostołowie nie muszą się bać o swój los, bo znajdują się już w królestwie niebieskim oddzielonym od reszty kompozycji obłokami i tęczą. Inni śmiertelnicy drżą jednak o przyszłość. Ci, którzy żyli pobożnie i cnotliwie kłaniają się świętemu Piotrowi i idą do nieba. Pozostałym przyjdzie zapłacić za grzechy w piekle. Jeśli to właśnie ta kwatera, przykuła Waszą największą uwagę, wiedzcie że absolutnie mnie to nie dziwi. Memling wykazał się w tym miejscu niemałą kreatywnością. Otchłań piekielna została namalowana przy pomocy tak silnych kontrastów, że rzeczywiście wydaje się płonąć żywym ogniem. Diabły to budzące respekt monstra, a nie groteskowe kreatury. I wreszcie potępieńcy – na ich twarzach maluje się tak wiele emocji – strachu, niedowierzenie, rozpacz – nikt z nas nie chciałby się z nimi zamienić.

***
Gdańsk nie widział niczego podobnego, zanim w Kościele Mariackim nie pokazano “Sądu Ostatecznego”. Żadna z działających w mieście pracowni malarskich nie dorównywała kunsztowi warsztatu Memlinga. Nad Bałtykiem renesans nie miał jeszcze okazji się rozwinąć. Lokalna produkcja stała na bardzo niskim poziomie, bo większość dóbr luksusowych i tak sprowadzano z Niderlandów. Z gdańskiego portu statki wyruszały załadowane zbożem, drewnem i lnem, a w drodze powrotnej zastępowały je meble, gobeliny i inne cenne przedmioty, często produkowane z nadwiślańskich surowców. Niedawno okazało się, że “Sąd ostateczny” Hansa Memlinga również został namalowany na drewnie z państwa polsko-litewskiego. Analiza dendrochronologiczna wykazała, że najpewniej pochodziło ono z Mazowsza lub Wileńszczyzny. Żaden polski szlachcic nie zdobyłby się jednak na gest ufundowania takiego obrazu. Potrzeba było bitwy morskiej, aby trafił on do Gdańska.
Odkąd jednak się tu pojawił, na dobre wpisał się w lokalny krajobraz. Zachwycał zarówno królów, rajców miejskich, jak i prostych marynarzy. Pobudzał wyobraźnię i inspirował lokalnych artystów. Stał się obiektem zazdrości szeregu europejskich władców. W pewnym momencie został nawet zrabowany do Luwru, gdzie eksponowano go jako pracę Jana van Eycka – najwybitniejszego mistrza renesansu niderlandzkiego. Czy potrzeba więcej dowodów na to, jak wielkiej klasy jest to dzieło? Gdyby jego losy potoczyły się odrobinę inaczej, z pewnością byłoby dziś chlubą Galerii Uffizi we Florencji. Nie znajduje się jednak we Włoszech, lecz w Polsce. Powinniśmy z tego korzystać i odwiedzać je możliwie jak najczęściej. Jest to w końcu jeden z tych obrazów, które przy każdym spotkaniu odkrywają przed widzem coś nowego.
Książki i artykuły, z których korzystałam:
- Antoni Ziemba, Sąd Ostateczny Hansa Memlinga – zagadki badawcze [w:] Andrzej Nowakowski, Sąd: Sąd Ostateczny Hansa Memlinga, 2016.
- Beata Możejko, Atak Paula Benekego na galerę “Św. Andrzej/Św. Mateusz”, czyli o tym jak Sąd Ostateczny Hansa Memlinga znalazł się w Gdańsku, w: “Sąd Ostateczny Hansa Memlinga. Losy, prawo, symbole”.
- Małgorzata Abramowicz i in, Beata Purc–Stępniak (red. nauk.), Skarby Sztuki. Muzeum Narodowe w Gdańsku, 2016.
Muzyka wykorzystana w podcaście pochodzi z banku Epidemic Sounds
Zrealizowano przy pomocy finansowej Województwa Pomorskiego
