Nasza podróż śladami obrazów z dawnej kolekcji Stanisława Augusta Poniatowskiego powoli dobiega końca. W drodze powrotnej z Londynu zaglądamy jednak jeszcze do Paryża, bo i tu natkniemy się na bardzo ciekawą pamiątkę po naszym ostatnim królu. Mam na myśli Portret Stanisława Augusta w płaszczu gronostajowym, na który można się natknąć podczas zwiedzania Wersalu.
To ostatni wizerunek wykonany za jego życia — namalowała go Elisabeth Vigée Le Brun, bardzo znana w tym czasie malarka, której obrazy król bardzo chciał mieć w swojej warszawskiej kolekcji, ale mu się to nie udało, bo będąca u szczytu sławy artystka zażądała od niego zbyt dużej kwoty. Pokrótce opowiedziałam już tę historię w drugim odcinku tej serii, w którym omawialiśmy portret księżnej Santacroce autorstwa Angeliki Kauffmann. Nie wspomniałam jednak o tym, że pod koniec życia królowi udało mu się spełnić marzenie o obrazie spod pędzla słynnej Francuzki, choć w międzyczasie musiał pożegnać się z innym — tym o galerii narodowej w Warszawie. Przypadkiem poznał malarkę w Petersburgu, gdzie zmuszony został osiedlić się po abdykacji. Elisabeth Vigée Le Brun również znalazła się tam z konieczności — jako portrecistka Marii Antoniny musiała uciekać z Francji po wybuchu rewolucji i ze wszystkich dworów, jakie odwiedziła, najbardziej upodobała sobie ten carski, bo najbardziej przypominał jej blichtr Wersalu. Oboje byli więc wygnańcami, którym nagle zawalił się znany im świat. Wiele wskazuje na to, że pomogło im to nawiązać nić porozumienia, które z czasem przerodziło się w serdeczną przyjaźń. Jak inaczej tłumaczyć to, że malarka aż do śmierci nie chciała się rozstać z portretem Stanisława Augusta? Namalowała go rok przed śmiercią króla, nie żądając tym razem za to ani grosza. Ciekawa historia? Posłuchajcie zatem jej dalszej części.

Elisabeth Vigée Le Brun, Portret Stanisława Augusta Poniatowskiego w płaszczu gronostajowym, 1797, Luwr w Paryżu (depozyt pałacu w Wersalu)
Znam wiele wizerunków Stanisława Augusta Poniatowskiego, ale żaden nie zrobił na mnie równie dużego wrażenia, jak jego dwa ostatnie portrety spod pędzla Elisabeth Vigée Le Brun. Obydwa powstały w 1797 roku w Petersburgu. Pierwszy został namalowany na zamówienie siostrzenicy króla — Urszuli z Zamojskich Mniszchowej. Poprosiła ona malarkę, aby przedstawiła wuja w stroju króla Francji Henryka IV, który pod wieloma względami był wzorem dla Stanisława Augusta. Obraz ten znajduje się dziś w zbiorach Muzeum Sztuki im. Bohdana i Warwary Chanenków w Kijowie, ale ze względu na wojnę w Ukrainie można go aktualnie oglądać w Polsce, dokładniej w Muzeum Narodowym w Poznaniu.

Elisabeth Vigée Le Brun, Portret Stanisława Augusta Poniatowskiego w stroju à la Henryk IV, 1797, Narodowe Muzeum Sztuki im. Bohdana i Warwary Chanenków w Kijowie
Drugi portret, ten, który znajduje się w Wersalu, Elisabeth Vigée Le Brun namalowała tylko i wyłącznie dla siebie. Aż do śmierci zachowała go we własnych zbiorach, po czym trafił on do rąk jej siostrzenicy i ostatecznie do Luwru. Dziś jako depozyt jest prezentowany w apartamentach kapitana gwardii w samym sercu pałacu wersalskiego. Dzięki temu, że nie stał za nim żaden zleceniodawca, malarka miała całkowitą wolność w tym, jak przedstawi Stanisława Augusta. Jest przez to jeszcze bardziej wyjątkowy.
Stanisław August prezentuje się na tym obrazie niezwykle dostojnie i nie jest to wyłączną zasługą gronostajowego płaszcza. Wyraz twarzy, postawa, zaskakujący spokój w oczach — wszystko to sprawia, że na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z koronowaną głową. Aż trudno uwierzyć, że sportretowany nie zasiadał on już wtedy na polskim tronie. Kosztowny strój jeszcze bardziej potęguje ten efekt, tym bardziej że malarka niezwykle starannie oddała faktury każdego z materiałów. Nie jesteśmy w stanie dotknąć gronostajowego płaszcza, ale czujemy w oczach jego ciężar. Widać, że materiał jest gruby i mięsisty. Podszycie z gronostajowego futra również zostało namalowane z ogromną precyzją. Wrażenie robią także wzory utkane na błękitnej szarfie, którą przepasany jest król. Warto wiedzieć, że jest to szarfa Orderu Orła Białego. Widoczna jest także gwiazda orderowa, ale nieco trudniej ją dostrzec, bo zakrywają nieco fałdy płaszcza.
Dość jednak tych zachwytów. Zastanówmy się lepiej nad tym, ile prawdy jest w tym wizerunku. Czy możemy ufać malarce, że Stanisław August faktycznie wyglądał tak w 1797 roku? Nie można wykluczyć pewnej dozy idealizacji. Król miał wtedy 65 lat, a na portrecie wygląda na dojrzałego, ale w mojej ocenie nieco młodszego mężczyznę. Na co dzień nie nosił też raczej gronostajowego płaszcza, ale oczywiste jest to, że do portretu pozuje się w reprezentacyjnym stroju. Nie musiał być to rzecz jasna gronostajowy płaszcz, ale myślę, że malarka nieprzypadkowo zdecydowała się właśnie na niego. Mamy to szczęście, że oprócz obrazów, zostawiła ona po sobie także wspomnienia. Na kartach z czasów petersburskich wielokrotnie wspomina o Stanisławie Auguście i wygląda na to, że zrobił na niej duże wrażenie. Odnosiła się też do niego jak do króla, choć w istocie już nim nie był. Poniekąd nie ma w tym nic dziwnego, bo car Paweł I przyjął go w Petersburgu z największymi honorami. Niektórzy historycy są nawet zdania, że próbował on w ten sposób wynagrodzić Poniatowskiemu krzywdy, jakie wyrządziła mu jego matka Katarzyna II. Nie wiem, czy rzeczywiście tak było, ale faktem jest, że przekazał mu do wyłącznej dyspozycji Pałac Marmurowy, a podczas rozmaitych dworskich uroczystości sadzał go przy stole w najbardziej prestiżowych miejscach.
Stanisław August cieszył więc się na carskim dworze uprzywilejowaną pozycją i bardzo chętnie z tego korzystał. W liście do bratanicy Teresy Tyszkiewiczowej skarżył się co prawda, że „trudno jest mu przyjmować rolę postaci, której stanowisko nie ma już oparcia w rzeczywistości”, ale z drugiej strony, gdy po raz pierwszy składał wizytę w pracowni Élisabeth Vigée Le Brun, udał się tam z całą swoją świtą. Słynne były też wydawane przez niego przyjęcia. Były to kameralne wydarzenia przeznaczone dla najbliższego grona znajomych. Stanisław August dopracowywał je jednak w najmniejszym szczególe. Na stole gościły wytworne potrawy przygotowywane przez najlepszych petersburskich kucharzy, a tematy do rozmowy nigdy się nie kończyły, bo były król zawsze miał w zanadrzu ciekawe anegdoty, które ożywiały dyskusję. Po latach malarka wspominała go jako znakomitego gospodarza, który wyróżniał się wyjątkowym wdziękiem oraz szeroką wiedzą na temat literatury i sztuki. Nie miała więc powodów, aby sportretować go jako przegranego człowieka przytłoczonego wagą swoich porażek, podobnie jak zrobił to Czesław Moniuszko na obrazie, którym zilustrowałam okładkę pierwszego odcinka z tej serii. Z jej wspomnień wyłania się zupełnie inna wizja ostatnich lat życia Stanisława Augusta. Zapamiętała go jako życzliwą, pełną klasy osobę, która mimo detronizacji wciąż roztaczała wokół siebie królewską aurę.

Stanisław August Poniatowski w Petersburgu, obraz pędzla Jana Czesława Moniuszki z 1883 roku
Jednym z wielu niezrealizowanych projektów Stanisława Augusta była oczywiście galeria narodowa. Omawiane w tym odcinku portrety nie miały z nią związku. Powstały w końcu dopiero w 1797 roku, gdy wiadome było, że plan ten nie ma już najmniejszych szans na realizację. Mimo to uznałam, że warto wspomnieć o nich w ramach tego cyklu. Trudno wyobrazić mi sobie dla niego lepszą klamrę. Naszą wędrówkę zaczęliśmy od wizyty w warszawskich Łazienkach, gdzie formowała się królewska galeria obrazów. Kończymy ją natomiast przed obrazem powstałym w ostatnich latach życia króla, gdy jego kolekcja zaczynała powoli już się rozpraszać. Gdybym mogła zrekonstruować to co z niej zostało, np. podczas jakiejś dużej wystawy czasowej, na pewno uwzględniłabym portrety Elisabeth Vigée Le Brun na liście eksponatów. Pokazałabym je na samym końcu ścieżki zwiedzania, aby zostawić widzów z dobrą myślą i pokazać im, że na sam koniec los uśmiechnął się do Stanisława Augusta i umożliwił mu spotkanie z malarką, której obraz, tak bardzo pragnął mieć w swojej kolekcji. Analogicznie postąpiłam więc w podcaście.
Wiem, że ten sezon był inny niż wszystkie dotychczasowe. Poświęciłam go w końcu muzeum, które istniało wyłącznie w marzeniach. Siłą rzeczy mogły być to więc nieco bardziej wymagające treści. Mam jednak nadzieję, że udało mi się zainteresować Was tym tematem i że wyciągnęliście z tych odcinków coś dla siebie. Myślę, że warto zdawać sobie sprawę z tego, że Stanisław August Poniatowski nie czekał z założonymi rękami, gdy inni monarchowie gromadzili coraz wspanialsze kolekcje dzieł sztuki. Chciał, aby Rzeczpospolita również uczestniczyła w tym procesie i podjął realne kroki w tym kierunku. Po utracie państwowości przez Rzeczpospolitą projekt ten nie miał jednak najmniejszych szans na kontynuację. Żaden z zaborców nie miał interesu w tym, aby wspierać budowę galerii narodowej w Warszawie czy w Krakowie.
Gdy w innych krajach królewskie zbiory były więc konsekwentnie rozbudowywane i z czasem przekształcane w znane nam muzea, z kolekcją Stanisława Augusta działo się odwrotnie — stopniowo rozpraszała się i kurczyła. Wszystko to sprawia, że tak naprawdę wciąż bardzo niewiele wiemy o jej pierwotnym kształcie. Dorocie Juszczak — badaczce, z której książek i artykułów wielokrotnie korzystałam podczas pracy nad tym sezonem, udało się zidentyfikować 439 zachowanych obrazów z tego zbioru. Za czasów Stanisława Augusta składało się jednak na niego ponad 2000 dzieł. Oceniamy go więc na podstawie niewielkiego fragmentu. Kto wie, może z czasem uda się rozpoznać ich więcej?
Nie będzie to proste zadanie, tym bardziej że wiele obrazów z królewskiej kolekcji przepadło bezpowrotnie, bo po prostu zostały zniszczone. Te zachowane wciąż mogą się jednak kryć w kolekcjach prywatnych i różnych muzeach. Może za jakiś czas usłyszymy więc o jakimś badaczu lub badaczce, który zlokalizuje jeszcze jakieś obrazy z królewskiego zbioru? Albo okaże się, że któreś z zaginionych podczas wojny dzieł odnajdzie się na jakiejś aukcji? Pewne jest jedno. Kolekcja Stanisława Augusta Poniatowskiego to nadal temat otwarty.
Źródła:
- D. Juszczak, Ikonografia Stanisława Augusta. Portrety, w: Stanisław August Poniatowski ostatni król Polski. Polityk, mecenas, reformator 1764–1795 , Zamek Królewski w Warszawie, 2011
- D. Juszczak, Malarski zbiór króla Stanisława, rozprawa doktorska napisana pod kierunkiem prof. dr. hab. Antoniego Ziemby, Warszawa 2020
- K. Jagiełło-Jakubaszek, Portret Stanisława Augusta w płaszczu gronostajowym Élisabeth Louise Vigée Le Brun, artykuł dostępny na stronie Łazienek Królewskich
- L.É Vigée Le Brun, Wspomnienia, Warszawa, 1977.
Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

