Walentynki w MNW: Franz Xaver Winterhalter, portret Elizy Krasińskiej z dziećmi, sala 104

Słuchaj

Oglądanie portretów w muzeum jest trochę jak przeglądanie starych albumów ze zdjęciami bez pomocy babci. Bez opowieści ledwie rzucamy na nie okiem, nawet jeśli się nam podobają. Wystarczy jednak, że przysiądzie się do nas osoba, która zna przedstawione na nich osoby i przeglądanie fotografii może trwać godzinami.

Czas zatem, abym wcieliła się w rolę babci. Kobieta, na którą patrzysz to Eliza z Branickich Krasińska, żona wielkiego romantycznego wieszcza Zygmunta Krasińskiego. Tuż nieopodal wiszą dwa portrety jej młodszej siostry Katarzyny Potockiej z Branickich. Jeden tradycyjny, drugi w stroju orientalnym, bo namalowany niedługo po tym, jak wróciła z podróży do ziemi świętej.

Dziś, w związku z tym że mamy Walentynki, skupimy się jednak na Elizie. Jaką historię kryje to spokojne, anielskie oblicze? Opowieść jak z porywającego filmu kostiumowego. Opowieść o zdradzie i  zawiedzionych oczekiwaniach, ale także o dojrzałej, późnej miłości i prawdziwym szczęściu u boku mężczyzny, który przez lata był po prostu przyjacielem. Popatrzmy więc jeszcze chwilę na Elizę i pozwólmy, aby jej wspaniały portret przemówił.   

Xavier Winterhalter, portret Elizy Krasińskiej z dziećmi / Muzeum Narodowe w Warszawie

Jak to jest być żoną wielkiego wieszcza?

Romantycznie? Niespecjalnie, zwłaszcza gdy twój mąż jest egoistycznym hipochondrykiem, a do tego w związku jest jeszcze „ta druga”.

Na portrecie nie widać oczywiście żadnego z tych problemów. Wręcz przeciwnie. Na płótnie wszystko wygląda idealnie. Piękna, dostojna kobieta, trójka uroczych dzieci i zapewne wystawne, bogate życie. Autorem obrazu jest w końcu Franz Xaver Winterhalter. Jeden z najbardziej wziętych portrecistów tego czasu. Malował cesarzową Francji Eugenię, cesarzową Sisi i wiele innych koronowanych głów. Portret od Winterhaltera to było coś, a Krasińscy korzystali z jego usług wielokrotnie. Nigdy jednak nie zamówili portretu, na którym byliby oboje – nie bez przyczyny.

Od czego w ogóle zaczyna się ich historia?

Zygmunt i Eliza poznali się w 1841 w Karlsbadzie, czyli w modnym wówczas uzdrowisku, gdzie jeździło się pić wodę mineralną o rzekomo prozdrowotnych właściwościach i przede wszystkim po to, aby bywać na różnego rodzaju balach i wydarzeniach towarzyskich.

Eliza była świetną partią. Bogata, piękna, utalentowana. Wincenty Krasiński – ojciec Zygmunta – widział w niej idealną kandydatkę na żonę dla syna. Problem w tym, że jego syn miał na ten temat odmienne zdanie i od lat był zakochany w kimś innym. Jego ukochaną była Delfina Potocka – to z nią Krasiński najchętniej by się ożenił, ale ojciec za nic nie chciał się na to zgodzić. Wszystko przez to, że Delfina była rozwódką i prowadziła dość kontrowersyjny jak na tamte czasy styl życia. Była idealną muzą artystów, ale mierną kandydatką na żonę dla młodego hrabiego.

Wincenty Krasiński wymusił więc Zygmuncie, aby starał się o rękę Elizy. O aranżowaniu małżeństwa z rodzicami dziewczyny nie było mowy, bo Braniccy – w odróżnieniu od Krasińskiego – dali córkom wolną rękę w wyborze przyszłego męża. Na pewno nie zgodziliby się na kandydata o znacznie niższym statusie albo rozwodnika, ale jak na XIX wiek panny Branickie cieszyły się całkiem dużą swobodą w wyborze małżonka.

Zygmunt Krasiński był więc podwójnie załamany. Nie dość, że nie mógł ożenić się z kobietą, którą naprawdę kochał, to musiał wystarać się o względy innej panny.

Polowanie na żonę. Jak to wyglądało w XIX wieku?

Do randek, jakie znamy obecnie daleka droga. Romantyczne paryskie kawiarnie były wówczas raczej miejscem politycznych dysput. Miłość kwitła za to w arystokratycznych salonach. Towarzystwo regularnie spotykało się na balach, proszonych obiadach, koncertach i wieczorkach literackich, podczas których można było liczyć na spotkanie z upatrzoną damą. Jeśli owa dama była panną, rozmowa bardzo rzadko odbywała się twarzą w twarz. W dobrym obyczaju było, aby przysłuchiwała się jej przyzwoitka. Francuscy stolarze wymyślili nawet specjalny mebel dla takiego trójosobowego grona. Nazywano go indiscret, czyli niedyskretka. Była to sofa w kształcie trójlistnej koniczyny, na którą składały się trzy fotele – dwa dla pary narzeczonych, trzeci dla przyzwoitki.

Niedyskretka na ekspozycji w Luwrze / Wikipedia Commons

Dzięki temu, że Zygmunt Krasiński namiętnie pisał listy do swojej boskiej Daily, jak zwykł nazywać Delfinę, mniej więcej wiemy, jak wyglądały jego salonowe starania o rękę Elizy. W 1841 roku pisał:

“Zasiedli wszyscy do okrągłego stołu.(…) Wąsow i ja przepatrywaliśmy owe wieczne albumy, które trzymała nam El. Przed oczyma, przewracając z wolna kartki.”

Mamy tu trójkę ludzi siedzących przy stole: Zygmunta, Elizę oraz panią Wąsowiczową, która pełni tu rolę przyzwoitki. Albumy, który oglądają to rysunki i akwarele autorstwa Elizy. W tym czasie niezamężne, dobrze urodzone panny bardzo często zajmowały się malarstwem. Był to obowiązkowy element ich edukacji i niekiedy, jeśli panna była wyjątkowo utalentowana – świetny pretekst do rozmowy i przynęta na kawalerów obecnych w towarzystwie.

Sprawdźmy zatem, jak Zygmunt oceniał prace Elizy:

“Trzeba chwalić, ja nie umiem, więcem milczał. Wąsowiczowa za siebie, za mnie, za trzech i za stu chwaliła.”

Jak słyszycie poeta niezbyt dobrze bawił się tego wieczoru. Idźmy jednak dalej:

“Kartki ubywały jedne po drugich, wtem napłynęła jedna, a na niej była akwarela, wystawiająca kobietę samotną, siedzącą przy szerokim oknie, w białej odzieży (…)  zatrzymałem El., która szła dalej, i zacząłem znęcony tą akwarelą mówić: „To się pani udało, zupełnie udało, może nie tak ścisłość rysunkowa, ale raczej ukryta dusza rysunku. (..) Nie przewracaj Pani kartki, bo prześlicznym jest”. Milczała P. El., nie przerywała mi pochwał, zatrzymała kartkę, jam patrzał i patrzał, coś z tej akwareli wołało do mnie, pierwszy raz wtedy zaczęło mi się wydawać, że El. ma talent, a kiedy tak mnie wstrzymywała, a ja znów otwierał usta, by chwalić rzekła dziwnym głosem, jakby zasmuconym, ale bez żadnej złości” „ To nie moje, to Pani Delfina namalowała i na pamiątkę mi dała.”

Sto listów do Delfiny, oprac. J. Kott, Warszawa 1966, s. 49

Ależ przykro musiało być tej dziewczynie, prawda? Wczujcie się w jej sytuację. Do twojego domu przychodzi facet, który ewidentnie dąży do tego, aby być twoim narzeczonym. Wiesz, że ma kochankę – bo Eliza od początku wiedziała o Delfinie – i doświadczasz takiego upokorzenia w sytuacji, kiedy wydawało Ci się, że wreszcie masz okazję, aby mu zaimponować. To scena jak z komedii romantycznej, z tą różnicą, że we współczesnej komedii romantycznej tak potraktowana dziewczyna raczej nie została by żoną mężczyzny, który popełnił wobec niej taką gafę.

Czemu Eliza wyszła więc za Zygmunta Krasińskiego?

Cóż, była młoda, naiwna i w praktyce nic nie wiedziała o małżeństwie. Idealistycznie marzyła też o tym, żeby wyjść za Polaka. Wiodła kosmopolityczne życie, stale podróżowała po Europie, ale chciała by w domu mówiło się po polsku. A Krasiński nie dość, że był Polakiem, to był też poetą, poetą z „Nie boską komedią” w portfolio. Powiedziała więc tak, licząc na to że Zygmunt się zmieni, pokocha ją, doceni i zapomni o kochance.

Eliza Branicka i Zygmunt Krasiński w dniu zaręczyn, rysunek autorstwa Katarzyny Branickiej – siostry Elizy / Muzeum Narodowe w Warszawie

Ale nic z tych rzeczy się nie wydarzyło. Zygmunt i Delfina trwali w romansie przez kolejnych kilka lat, a następnie korespondowali ze sobą do końca życia. Nawet się z tym nie kryli.

Problemem w małżeństwie Krasińskich nie była jednak wyłącznie kochanka. Zygmunt Krasiński był człowiekiem, z którym nie chcielibyście mieszkać pod jednym dachem. Był niezwykle humorzasty i skoncentrowany wyłącznie na sobie. Do tego chorował na gruźlicę i jakby tego było mało dokładał sobie cierpienia wyimaginowanymi chorobami. Potrafił chodzić po domu w dwóch płaszczach i kilku szalikach z obawy przed przeziębieniem. Był dla Elizy niczym kolejne dziecko, które wymaga stałej opieki, jednak w przeciwieństwie do dziecka nie rewanżował się chociażby słodkim uśmiechem.

Eliza Krasińska jako malarka-amatorka

Nasza bohaterka znajdowała pocieszenie w dwóch rzeczach. Pierwszą z nich było macierzyństwo. Eliza w przeciwieństwie do Zygmunta była wspaniały rodzicem i doskonale widać to na obrazie, który mamy przed sobą. Dzieci się do niej tulą, a najmłodsza Marylka niemal wisi na jej szyi. Wyglądają na zgraną, kochającą się rodzinę.

Gdy obowiązki rodzinne nie pochłaniały jej w 100%, Eliza lubiła też zaszyć się w pracowni i malować. Krasińska w przeciwieństwie do wielu innych dobrze urodzonych kobiet nie porzuciła malarstwa po ślubie. Regularnie siadała przed sztalugami i uczyła się pod okiem uznanych malarzy, także Xavera Winterhaltera, autora portretu przed którym stoimy. Dzięki w praktyce w pracowniach uznanych mistrzów zrobiła bardzo duże postępy. Potwierdzają to jej nieliczne zachowane prace. Część z nich znajduje się nawet w zbiorach Muzeum Narodowego, ale nie znajdziecie ich na ekspozycji. Podobnie jak większość prac polskich artystek-amatorek kurzą się w magazynie.

Wybrane prace Elizy Krasińskiej z Branickich:

Nie są to wszystkie zachowane prace Elizy. Tym, którzy chcieliby zobaczyć więcej, polecam zajrzeć tutaj. Są to materiały, jakie zbierałam do pracy magisterskiej (tak była poświęcona m.in. Elizie).

Późne szczęście u boku innego pana Krasińskiego

Wróćmy do niezbyt wesołej codzienności Krasińskich. Czy Zygmunt doceniał Elizę przynajmniej jako artystkę? Nie, albo zupełnie ignorował twórczość żony albo nazywał jej akwarele bohomazami.

Ich relacje ociepliły się dopiero po śmierci najmłodszej córki Elżbiety. Rodzinna tragedia nieco ich zbliżyła, ale nie na długo. Zaledwie 2 lata później na gruźlicę zmarł też sam poeta.

Po jego śmierci Eliza jeszcze raz wyszła za mąż. Tym razem w atmosferze skandalu. Mówiono, że to za szybko, że żałoba po tak wielkim poecie powinna trwać dłużej niż 15 miesięcy i przede wszystkim, że nie wypada, aby żona była starsza od męża i to aż o 13 lat.

Tym razem Eliza nikogo już jednak nie słuchała. Jej drugi mąż – Ludwik Krasiński – był młodszym kuzynem Zygmunta. Znali się z Elizą od dłuższego czasu, ponieważ Ludwik doglądał majątku Krasińskich w Opinogórze. Zygmunt chętnie korzystał z hrabiowskich przywilejów, ale niezbyt chętnie wywiązał się z idących za tym obowiązków, i tym sposobem spadły one na barki Ludwika.

Po śmierci Zygmunta Ludwik pomagał Elizie w sprawach majątkowych za co była mu niezwykle wdzięczna. W listach nazywała go  „perłą”, „opatrznością”. „wybawicielem”. Czuła przyjaźń z czasem zamieniła się w miłości i tak oto Eliza jeszcze raz stanęła na ślubnym kobiercu z panem Krasińskim. Ludwik był jednak zupełnym przeciwieństwem Zygmunta. Był człowiekiem nowej epoki – pozytywistą, ekonomistą i przemysłowcem, a prywatnie czułym i empatycznym partnerem, w którego towarzystwie Eliza wreszcie czuła się kochana i zaopiekowana.

Ludwik w odróżnieniu od Zygmunta wspierał też malarską pasję Elizy. Zdarzało się nawet, że tworzyli wspólnie. Podczas wakacji na południu Francji w Aix wynajęli nauczyciela rysunku i całą rodzinną oddawali się sztuce. Eliza i jej synowie rysowali, a Ludwik rzeźbił. Większość z was pewnie prędzej spodziewałaby się takiego zachowania po wielkim poecie, ale jak widać pozory lubią milić. Wielki poeta może okazać się niedojrzałym egoistą niezdolnym do życia rodzinnego, a młodszy od niego przemysłowiec doskonałym mężem gotowym zadbać nie tylko o dostatni byt rodziny, ale także o prawdziwie romantyczne chwile.

Książki i artykuły dla dociekliwych

  • Świadek epoki – listy Elizy z Branickich Krasińskiej z lat 1835 – 1876, oprac. Zygmunt Sudolski.
  • Zbigniew Sudolski, W błękitnym kręgu, opowieść o Elizie Krasińskiej i jej środowisku, 2004.
  • Magdalena Jastrzębska, Pani na Złotym Potoku: opowieść o Marii z Krasińskich Raczyńskiej, 2013.
  • Joanna Żelazińska, Domowa Sztuka Elizy Krasińskiej, „Spotkania z Zabytkami” 2016.

Muzyka wykorzystana w podcaście pochodzi z banku Epidemic Sounds.

Historyczka sztuki, copywriterka i storytellerka. Od lat zaprzyjaźniona z klawiaturą. Mikrofon dopiero oswaja, ale czuje, że i ta znajomość ma przyszłość.

Dołącz do dyskusji

Odcinek 4