August z Prima Porta, Braccio Nuovo

Słuchaj
August z Prima Porta

Posąg Augusta z Prima Porta nie wygląda na wielkie dzieło sztuki. Gdy patrzymy na freski Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej, od razu widzimy, że mamy do czynienia z czymś ważnym i doniosłym. Tymczasem posąg Augusta może i jest dość mocno wyeksponowany, ale w praktyce to podobizna władcy, jakich wiele w Muzeach Watykańskich.

A jednak jest to dzieło przełomowe, choć nie chodzi tu o jego wartość artystyczną. Pod tym względem August z Prima Porta faktycznie jest dość przeciętną rzeźbą i nie może równać się z Laokoonem czy Torsem Belwederskim. Sam pomysł przedstawienia cesarza w taki nie inny sposób, jest jednak niezwykle nowatorski. Podobnie jak kopiowanie i rozpowszechnianie jego podobizn na niespotykaną dotąd skalę. Szacuje się, że w końcu panowania Augusta na terenie Imperium Rzymskiego mogło się znajdować nawet 50 000 jego kamiennych podobizn. Żaden inny władca nie odważył się wcześniej na podobne przedsięwzięcie. Żaden inny cesarz rzymski nie rządził też tak długo, co Oktawian August. Czy pomogła mu w tym sztuka? Za chwilę spróbujemy tego dociec.  

Jesteśmy dziś ze wszech stron otoczeni obrazami. Gdy wstajemy i wyłączamy budzik atakują nas obrazy na ekranie smartfona, gdy jedziemy do pracy nasz wzrok stale absorbują komunikaty na billboardach i ekranach reklamowych. Potem przez 8 godzin znowu patrzymy – tym razem w ekran komputera i finalnie kończymy dzień przed telewizorem, który także jest przede wszystkim wizualnym medium.

Żyjąc w takich realiach, bardzo trudno jest wyobrazić sobie, że można nie wiedzieć, jak wygląda władca kraju, w jakim się żyje. A jednak aż do XIX wieku i upowszechnienia się fotografii właśnie to było normą. To nie przypadek, że w baśniach tak często pojawia się motyw władcy wziętego przypadkiem za kogoś innego. Czytaliście “Baśnie 1001 nocy” – pełno tam takich historii. Jeśli nie, przypomnijcie sobie disnejowskiego Aladyna. W jednej z pierwszych scen Jasmina spaceruje po rynku i nikt – włącznie z Aladynem, który miał okazję dość dokładnie się jej przyjrzeć – nie zorientował się, że dziewczyna jest księżniczką. Oczywiście jest to baśniowa animacja, ale w rzeczywistości taka sytuacja faktycznie mogła mieć miejsce.

Aby nie opierać się wyłącznie na bajkach, przytoczę wam prawdziwą historię królewskiej pomyłki. Jesteśmy w Rzymie i mamy rok 1783  Na dworze papieskim wszyscy wyczekują króla Szwecji Gustawa III. Słynął on z podróży incognito, czyli bez ujawniania personaliów,  jednak papieża postanowił uprzedzić o swojej wizycie.

W pewnym momencie u bram Watykanu pojawia się tajemniczy arystokrata. Służba z miejsca bierze go za Gustawa III i prowadzi do papieża. Ten bardzo się jednak dziwi, widząc przed sobą nie króla Szwecji Gustawa III, tylko cesarza Austrii Józefa II. Okazało się, że cesarz też postanowił udać się w anonimową podróż po Europie, ale żaden ze służących go nie rozpoznał. Dopiero papież, który znał osobiście obu monarchów, zorientował się, że ma przed sobą kogoś innego…

Dziś podobna sytuacja byłaby nie do pomyślenia. Wyobrażacie sobie, aby ktokolwiek mógł pomylić Andrzeja Dudę z Emanuelem Macronem? Nie ma takiej opcji, ale przypominam, że żyjemy w świecie przesyconym obrazem. Nawet jeśli nie interesujemy się polityką, prędzej czy później zetkniemy się z wizerunkami czołowych przywódców – czy to na billboardzie, w gazecie czy internetowym memie.

A czy mieszkańcy cesarstwa rzymskiego wiedzieli jak wyglądają ich cesarze, skoro Ci – począwszy od Augusta – zalewali imperium swoimi wizerunkami? Niekoniecznie – podobno Neron bardzo lubił  spacerować po Rzymie w plebejskim stroju i wracał z tych przechadzek nierozpoznany, choć przy Koloseum stał jego ogromny pomnik. Stąd zresztą nazwa tego budynku – od kolosa Nerona stojącego nieopodal.

Moneta z wizerunkiem Gordiana III oraz Koloseum i statuą Nerona na rewersie

Czy to nie dziwne? Ani trochę, bo kolos spod Koloseum nie był ani trochę podobny do Nerona, podobnie jak posąg Augusta z Prima Porta nie był podobny do samego Augusta.

Rzeźba, którą mamy przed sobą przedstawia młodego, perfekcyjnie umięśnionego mężczyznę w wojskowym stroju. Jego twarz jest gładka, włosy krótko ostrzyżone, a postawa godna prawdziwego władcy. Prawą dłoń wyciąga w górę, tak jakby właśnie przemawiał do rzymskiego tłumu lub do żołnierzy przed bitwą. Gdy przyjrzymy się rzeźbie bliżej, domyślimy się nawet, o jaką bitwę może chodzić. Wszystko dzięki dekoracji na zbroi cesarza – nawiązuje ona do zwycięstwa Rzymian nad Partami, którzy przez lata najeżdżali południowe prowincje cesarstwa. 

August kazał się tak przedstawiać przez cały okres swojego panowania niezależnie od tego czy miał 30 czy 60 lat. Zerwał w ten sposób z dawną republikańską tradycją portretowania się w wieku dojrzałym. Uznał, że nowy cesarski Rzym powinien mieć u steru młodego, silnego człowieka, a nie starca. Dlatego na posągach jest wiecznie młody i piękny, choć w rzeczywistości wyglądał znacznie mniej atrakcyjnie. Podobno nie był zbyt wysoki, więc nosił buty na koturnach, aby dodać sobie prestiżu. Ponadto wiele do życzenia pozostawiała jego fryzura i stan uzębienia. Na oficjalnych portretach nie powinny być oczywiście widoczne tego typu defekty, ale czy to oznacza, że posągi Augusta mogły być zupełnie niepodobne do cesarza? Po co wkładać tyle wysiłku w wykonanie dziesiątek tysięcy rzeźb, jeśli nie po to, aby poddani mogli rozpoznać swojego władcę?

Cel tych wizerunków był zupełnie inny. Nie miały one uczynić z Augusta celebryty rozpoznawalnego w każdym zakątku imperium. Chodziło raczej o to, aby wzmocnić wizerunek cesarstwa jako pewnej idei.

Jakby nie patrzeć, August dokonał niemałego przewrotu imperium. To za jego sprawą rządzona przez konsulów republika stała się cesarstwem z jednym imperatorem na czele. August był naczelnym dowódcą wojsk, najwyższym kapłanem, cenzorem i trybunem ludowym w jednej osobie. Trzeba było to jakoś zakomunikować mieszkańcom imperium, a jak zrobić to lepiej niż za pośrednictwem obrazu?

Augusta przedstawiono raz jako wojownika, raz jako kapłana, aby wypunktować wszystkie pełnione przez niego funkcje. Wszystkie wizerunki były idealizowane, aby cesarz sprawiał wrażenie nadczłowieka. Miał być podobny bogom, aby nikt nie kwestionował jego władzy. Boski rodowód podkreśla również Amor na delfinie u stóp Augusta. Jego funkcja jest dwojaka – z jednej strony trzyma statuę w pionie – gdyby tej postaci nie było, figura cesarza mogłaby po prostu runąć. Z drugiej Amor przypomina, że rodzina Augusta miała wywodzić się od bogini Wenus.

Wykonanie dziesiątek tysięcy wizerunków – zarówno tych rzeźbionych, jak i malowanych oraz wybitych na monetach – kosztowało niemało wysiłku, ale bez wątpienia się opłaciło. August zbudował bardzo solidne fundamenty pod przyszłe cesarstwo. W końcu trwało ono przez kolejnych kilka wieków mimo licznych zawirowań i wielu zupełnie niekompetentnych ludzi u władzy. Następcy Augusta nie musieli już wkładać równie dużego wysiłku w promocję cesarstwa jako takiego. Zamawiali oczywiście różnego rodzaju wizerunki, ale nie na taką skalę, co Oktawian August. Był on zarazem pionierem i liderem w tej dziedzinie. Doskonale wyczuwał nastroje panujące w cesarstwie i potrafił dostosować do nich swoją PR–ową strategię.  W samej Italii raczej unikał epatowania wizerunkami, które budowałyby kult wokół jego osoby, a w Egipcie wręcz odwrotnie – zamawiał posągi w stylu typowym dla tego regionu i przypisywał sobie boską cześć, bo tam kult władcy był bardzo mocno ugruntowany w kulturze. I tak w każdym regionie, od dzisiejszego Maroka aż po Syrię. W każdej prowincji artyści pracowicie tworzyli kolejne i kolejne posągi Augusta, aby zakorzenić jego wizerunek w głowach mieszkańców imperium. I pomyśleć, że dziś wystarczy włożyć dobrze dopasowany garnitur, zwołać konferencję prasową, zapozować do kilku zdjęć i minutę później będą o tym informować wszystkie portale. Właściwie to konferencja nie jest nawet konieczna. Wszyscy wiemy, ile szumu potrafi wywołać jeden tweet.

Książki i artykuły dla zainteresowanych:

  • Robert Hughes, Rzym, 2012.
  • Mary Beard, SPQR, Historia Starożytnego Rzymu, 2016.

Muzyka wykorzystana w podcaście pochodzi z dwóch banków muzyki: Epidemic Sound oraz Free Music Archive.

Historyczka sztuki, copywriterka i storytellerka. Od lat zaprzyjaźniona z klawiaturą. Mikrofon dopiero oswaja, ale czuje, że i ta znajomość ma przyszłość.

Dołącz do dyskusji

Odcinek 7