Gdyby Świętego Hieronima namalował inny malarz, wydaje się mało prawdopodobne, abym poświęciła mu osobny odcinek podcastu. Jest to w końcu niedokończony obraz, i to porzucony w dość wczesnej fazie pracy. Wyszedł jednak spod pędzla samego Leonarda da Vinci i jest to jedyny jego obraz, jaki znajduje się na Watykanie. Nie sposób więc o nim nie opowiedzieć, tym bardziej że sam obraz ma bardzo intrygującą historię. Jeśli przyjrzymy mu się z bliska, zobaczymy na nim liczne ślady po cięciach wokół głowy świętego Hieronima. Kto i po co okaleczył tak obraz samego Leonarda? Za chwilę Wam o tym opowiem. Przy okazji zajrzymy za kulisy warsztatu Leonarda da Vinci i spróbujemy dociec, dlaczego tak często nie kończył swoich obrazów. Musicie bowiem wiedzieć, że Święty Hieronim na pustyni nie jest wyjątkiem. Leonardo nie był dobry w finalizowaniu swoich projektów. Do dzisiaj przetrwało zaledwie kilkanaście jego w pełni ukończonych prac – reszta to szkice, notatki i obrazy podobne do Świętego Hieronima. Innymi słowy – jeden wielki bałagan, ale ciekawy, bo twórczy.
Kim był święty Hieronim? Co robił na pustyni?
Zanim zaczniemy zastanawiać się nad tym, dlaczego Leonardo porzucił pracę nad tak świetnie zapowiadającym się obrazem i co działo się z nim po tym jak opuścił pracownię malarza, przyjrzyjmy się dokładnie temu dziełu i zastanówmy się o, co właściwie chodzi w tej scenie.
Obraz przedstawia półnagiego, wychudzonego starca. Jego jedynym odzieniem jest peleryna przerzucona przez prawe ramię. Drugą ręką chwyta za kamień i na chwilę zamiera w bezruchu, dzięki czemu jego mięśnie ramion i barków stają się doskonale widoczne.
Starzec na obrazie to oczywiście święty Hieronim. Leonardo przedstawił go jako ascetę pokutującego na pustyni. To jeden z dwóch najpopularniejszych sposobów na zobrazowanie świętego Hieronima. Jeszcze częściej przedstawia się go jako uczonego w pracowni, ponieważ to właśnie święty Hieronim przetłumaczył Biblię z języka hebrajskiego na łacinę. Zanim jednak to zrobił udał się na pewien czas na pustynię, gdzie studiował Pismo Święte i bił się kamieniami w piersi, aby lepiej zrozumieć ofiarę Chrystusa. To wtedy, według legendy, do jego jaskini zawitał kulejący lew. Święty miał mu wyjąć z łapy kolec i tym sposobem go oswoić. Tak oto lew stał się nieodłącznym atrybutem Świętego Hieronima i znajdziemy go także na obrazie Leonarda, choć jest zaledwie naszkicowany.
Czym święty Hieronim Leonarda różni się od podobnych obrazów innych artystów?
Mimo dość oczywistych atrybutów obraz Leonarda nie jest typowym przedstawieniem świętego Hieronima – przede wszystkim ze względu na wyjątkowo silną ekspresję – zarówno na twarzy, jak i w gestach świętego. Na obrazach innych artystów Hieronim dość pokornie znosi trudy życia na pustyni i nawet jeśli zadaje sobie ból, to na jego twarzy nie pojawia się nawet drobny grymas. U Leonarda jest inaczej – patrząc na jego obraz, nie mamy wątpliwości, że Hieronim cierpi. Jest to przede wszystkim zasługa jego wystudiowanej mimiki i dramatycznych gestów.
Skąd pomysł na takie, nie inne przedstawienie świętego? Leonardo podchodził do malarstwa w niezwykle ambitny sposób. Uważał je za najwyższą ze sztuk, ale był też świadomy ograniczeń tej techniki. Najbardziej przeszkadzało mu to, że obrazy są “nieme” i nie są w stanie przemówić do publiczności w podobny sposób jak robi to aktor na scenie. Dziś zapewne po prostu zostałby reżyserem filmowym – to medium dałoby mu możliwość operowania obrazem i dźwiękiem jednocześnie. W XV wieku nie było jednak takiej opcji, dlatego Leonardo nieustannie poszukiwał pomysłów na to, aby jego obrazy mogły przemawiać do publiczności bez słów. Na obrazie przedstawiającym świętego Hieronima widzimy jedno z rozwiązań, jakie udało mu się wypracować. Leonardo traktował postaci na swoich dziełach, jak aktorów pantomimy. Ruchy dłoni i mimika miały zastępować im słowa, trochę tak jak w języku migowym. To dlatego są tak ekspresyjne, miejscami wręcz przerysowane.
Dlaczego Leonardo nie skończył tak dobrze zapowiadającego się obrazu?
Podpowiedzi najlepiej szukać w notatkach Leonarda. Są one niezwykle chaotyczne. Artysta planował złożyć z nich kilka traktatów, w tym traktat o malarstwie, ale to kolejny z jego niedokończonych projektów. Dobrze jednak, że zachowały się przynajmniej te chaotyczne zapiski, ponieważ bardzo dużo mówią nam one o procesie twórczym Leonarda.
W jednej z notatek czytamy:
Co z tego wynika? Że Leonardo oczekiwał od malarstwa znacznie więcej niż większość współczesnych mu artystów. Był odkrywcą i badaczem również podczas pracy z pędzlem.
Zdaniem Leonarda tworzeniu powinny towarzyszyć dogłębne studia nad światem.
Malarz malujący wodę powinien wiedzieć, dlaczego ciecz w określonych sytuacjach zachowuje się tak a nie inaczej.
Malarz, malujący skały przed rozpoczęciem pracy powinien dokładnie zbadać ich strukturę.
Malarz, malujący rośliny powinien je rozpoznawać i wiedzieć, jakie gatunki rosną w określonych miejscach.
Absolutną podstawą dla malarzy sylwetek i portrecistów powinna być natomiast ludzka anatomia.
Innymi słowy – dobry artysta to taki, który jest jednocześnie doskonałym anatomem i przyrodnikiem.
„Och Leonardo, czemu się tak trudzisz!”
Jak słyszycie, Leonardo nie brakowało ambicji, ale co za tym idzie miał też typową dla geniuszy skłonność do słomianego zapału. Wszystkie jego idee brzmią świetnie na papierze, ale w praktyce często przerastały nawet samego Leonarda. Nie da się być jednocześnie płodnym artystą i badaczem, który skrupulatnie analizuje każdy z malowanych przedmiotów. Obie te rzeczy niestety się wykluczają.
Jakby tego było mało Leonardo lubił przeceniać swoje i tak bardzo zaawansowane umiejętności. Wyobrażał sobie swoje dzieła jeszcze wspanialszymi niż były. Powodowało to u niego ogromną frustrację, bo mimo ogromnego wysiłku, jaki wkładał w pracę, nie był w stanie osiągnąć ideału. W efekcie szybko tracił zainteresowanie swoimi obrazami i porzucał je na rzecz coraz to nowych projektów – nie tylko obrazów, ale także wynalazków czy wspomnianych traktatów. Nie zapominajmy też o tym, że Leonardo musiał się jakoś utrzymać. W tym celu tworzył scenografie do różnych przedstawień teatralnych, malował portrety na zamówienie, projektował fortyfikacje, a nawet wymyślał zagadki i rebusy, które były potem rozrywką dla dworzan. Wszystko to skutecznie odciągało go od rozpoczętych i nigdy nieskończonych prac.
Myślę, że większość twórców słuchających tego podcastu doskonale rozumie Leonarda. Ile razy nasze prace nas rozczarowują! Ile razy mamy ochotę porzucić dopiero co rozpoczęty projekt, bo już na wstępnym etapie pracy widzimy, że nie dorównuje on obrazowi, jaki nosimy w głowie!
Wielki Leonardo da Vinci również borykał się z tego rodzaju problemami. Za niedokończone uważał nawet swoje największe arcydzieło, czyli Monę Lisę. Świętego Hieronima porzucił na znacznie wcześniejszym etapie, ledwie po tym jak zaczął wypełniać kompozycję kolorami. Kto wie, może w jego głowie pojawił się pomysł na zupełnie inny obraz lub wynalazek albo po prostu zmuszony był wykonać inne zlecenie, aby utrzymać siebie i pracownię? Dziś możemy tylko zgadywać, co wydarzyło się w 1479 roku.
Święty Hieronim okaleczony – jak doszło do uszkodzenia obrazu?
Wiele niewiadomych wiąże się też z późniejszymi losami obrazu. Pewnego dnia głowa świętego Hieronima została po prostu wycięta i oddzielona od reszty deski. To właśnie ślady tej ingerencji widzimy, patrząc na obraz z bliska.
Kto pozwolił sobie na takie świętokradztwo? Nie wiadomo. Kompletny obraz na pewno miała w swoich zbiorach malarka Angelika Kauffman. Potem niespodziewanie słuch po nim zaginął, aż wreszcie samą wyciętą głowę świętego Hieronima znaleziono w warsztacie pewnego szewca. Co ciekawe służyła tam za … blat stołka. W podobny sposób skończyła pozostała część malowidła – również pełniła funkcję użytkowego przedmiotu – tym razem pokrywy skrzyni. Na szczęście z czasem udało się skompletować wszystkie puzzle, dzięki czemu dziś w Muzeach Watykańskich możemy oglądać świętego Hieronima w całości, choć z drobnymi bliznami.
Do czego doprowadził perfekcjonizm Leonarda?
Gdyby Leonardo zobaczył obraz w takiej wersji, pewnie nie byłby zachwycony. Znając jego wygórowane standardy pewnie zdjąłby go z ekspozycji i zakazał jego wystawiania. Przecież jest tak niedoskonały, a do tego potwornie okaleczony! Nie wiem, czy istnieje lekarstwo na tak skrajny perfekcjonizm. Może warto byłoby pokazać Leonardo jego zgubne skutki? Mam na myśli oczywiście Ostatnią Wieczerzę, która łuszczy się ze ściany i za niedługo być może zupełnie zniknie. Przede wszystkim, dlatego że Leonardo zanadto eksperymentował przy tym obrazie i zamiast wykonać go w klasycznej freskowej technice, pokrył ścianę farbą olejną i temperą, bo fresk wymuszałby na nim zbytni pośpiech. W przypadku fresku wykluczone byłyby też nieustanne poprawki, a Leonardo zamarzył sobie, że będzie to doskonały obraz. Faktycznie jest idealny, tylko że już w ogóle go nie widać. Ale czy bez tych wszystkich eksperymentów wciąż byłaby to Ostatnia Wieczerza jaką znamy? No właśnie… Z geniuszami nigdy nic nie wiadomo.
Książki i artykuły dla zainteresowanych
- Leonardo da Vinci, O malarstwie, wybrane notatki w tłumaczeniu Leopolda Staffa, 2019.
- Walter Isaacson, Leonardo da Vinci, 2017.
- Holland Cotter, What Leonardo da Vinci Couldn’t Finish, The New York Times
- Leonardo da Vinci: Master Draftsman, katalog Metropolitan Museum of Arts w Nowym Jorku
- Święty Hieronim na pustyni Leonarda da Vinci na stronie Muzeów Watykańskich
Muzyka wykorzystana w podcaście pochodzi z dwóch banków muzyki: Epidemic Sound oraz Free Music Archive.