Alte Nationalgalerie, Caspar David Friedrich, Mnich nad brzegiem morza, 1808-10

Słuchaj
mnich nad morzem

Mam szczęście mieszkać nad morzem. Dzięki temu mogłam nagrać szumiący Bałtyk i przenieść te dźwięki do wnętrza Alte Nationalgalerie. W Greifswaldzie albo na Rugii, a więc w miejscach, gdzie Friedrich prawdopodobnie namalował “Mnicha …”, fale szumią pewnie inaczej. Wciąż jest to jednak to samo morze. Zimny, melancholijny Bałtyk. Jeszcze niedawno na plaży, gdzie nagrywam, roiło się od turystów. Wtedy dźwięki, które usłyszelibyście w głośnikach, byłyby zupełnie inne. Dziś też nie jest jednak zupełnie pusto. Zazdroszczę mnichowi z obrazu, że jest nad morzem zupełnie sam, ale mam świadomość, że on był eksploratorem, a ja jestem zwykłą spacerowiczką. Posłuchajcie opowieści o jego wędrówce i tym jak on i jemu podobni oswajali wybrzeże.

mnich nad morzem
Caspar David Friedrich, Mnich nad morzem / źródło reprodukcji: Sammlungen der Staatlichen Museen zu Berlin

Zachwyt nad widokiem morza wydaje nam się czymś naturalnym. Czemu mielibyśmy nie cieszyć się tym doświadczeniem. Szum fal, zapach morskiej bryzy, miękki piasek pod stopami i do tego kojący widok wody i nieba – przecież to sama przyjemność.

Nie zawsze było to jednak aż tak oczywiste. Morze przerażało naszych przodków. Dawało pożywienie, ale jednocześnie było groźne i nieobliczalne, a piasek otaczających je plaż był jałowy i bezużyteczny. Do tego wiązało się z nim mnóstwo tajemnic. Jakie stwory kryją się w niedostępnych głębinach? Dlaczego woda faluje? Czy gdzieś za horyzontem kryją się jeszcze jakieś nieznane lądy? Wszystko to było jedną wielką niewiadomą.

W biblijnym raju próżno szukać morza. Eden to w pełni oswojony przez człowieka ogród, gdzie nie ma miejsca na kaprysy przyrody. Otwarte wody i rozgrzane plaże pojawiają się jednak w innych tekstach. Chociażby w “Boskiej komedii” Dantego. Nie należy jednak ich szukać w opisie raju, lecz piekła. Pieśń XIV, Krąg VII, Koło 3 – polecam zerknąć.

 Niewiedza rodzi strach. Caspar David Friedrich nie miał jednak powodów, aby bać się morza. Za jego czasów stosunek do wybrzeża powoli zaczynał się zmieniać. Nie doszłoby jednak do tego, gdyby nie pokolenia naukowców, lekarzy i poetów.

Naukowcy dowodzili, że nawet jeśli morze bywa nieobliczalne, to właśnie w oceanach przed milionami lat narodziło się życie. Nie powinniśmy się więc od nich odwracać – wręcz przeciwnie – aby lepiej poznać ludzką naturę, należy gruntownie zbadać naszą podwodną kolebkę. W obliczu tych odkryć wybrzeże przestało przerażać i zaczęło budzić fascynację. To geolodzy jako jedni z pierwszych pojawili się na plażach nie po to, aby szukać tam pożywienia, tylko aby zgłębiać wiedzę. Badali skamieniałości, różnego rodzaju osady i glebę. Wszystko po to, aby dowiedzieć się czegoś więcej o pierwszych formach życia.

Ośmieleni odkryciami naukowymi lekarze zaczęli dopatrywać się w krystalicznie czystej wodzie morskiej remedium na różne choroby. Początkowo czerpano ją z morza i napełniano nią wanny skarżących się na różnego rodzaju dolegliwości arystokratów. Potem na receptach na melancholię, depresję, a nawet menopauzę zaczęły się pojawiać morskie kąpiele. Mężczyźni mieli zanurzać się w wodzie stopniowo i samodzielnie stawiać czoło falom niczym wojownicy. Kobiety mogły być jednak zbyt wątłe i delikatne, aby podołać temu wyzwaniu, dlatego wwożono je do wody w specjalnie zaprojektowanych w tym celu powozach. Gdy pojazd znalazł się daleko za brzegiem, dama mogła od razu zanurzyć się w lodowatej wodzie. Musiała być zimna. Zdaniem ówczesnych lekarzy tylko taka woda miała właściwości lecznicze.

Wraz z kuracjuszami nad morzem pojawili się poeci, którzy zaczęli sławić ignorowaną przez pokolenia malowniczość wybrzeża. Im więcej pojawiało się tego rodzaju tekstów, tym popularniejsze stawały się plaże. Z biegiem lat z typowo użytkowych przestrzeni, gdzie sprzedawało się ryby i plotło sieci, przeobraziły się one w niedzielne salony dla elit. Szczególnie Brytyjczycy upodobali sobie taki sposób spędzania czasu. Był to na tyle powszechny proceder, że Jane Austen zlokalizowała na wybrzeżu akcję jednej ze swojej powieści.

***

Na bałtyckim wybrzeżu sytuacja wyglądała nieco inaczej. I tam trafiali się amatorzy chłodnych kąpieli, ale zjawisko nie miało takiej skali, jak w Anglii i Francji. Brakowało również  odpowiedniej infrastruktury: przebieralni, łazienek i miejsc noclegowych. Tym samym plaże nadal należały niemal wyłącznie do rybaków, naukowców i ciekawych świata wędrowców takich jak młody Caspar David Friedrich.

 Malarz urodził się w Greifswaldzie na Pomorzu. Wątpliwe wydaje się jednak, aby docenił rodzime rejony, gdyby nie studia w Kopenhadze. To tam zaraził się pasją do kultury nordyckiej. Podczas gdy Duńczycy na nowo odkrywali rodzime i norweskie krajobrazy, Friedrich spojrzał czulszym okiem na niemiecki pejzaż. Wędrował po Szwajcarii Saksońskiej, Górach Łużyckich i Izerskich, Karkonoszach i górach Harzu. Najbardziej upodobał sobie jednak Pomorze oraz wyspę Rugię. To właśnie po tych okolicach podróżował najczęściej.

Zazwyczaj przemieszczał się pieszo. Jedyną dostępną alternatywą były wozy pocztowe, ale te poruszały się niewiele szybciej niż piechur. Do tego były niesamowicie drogie. Zdecydowanie ponad możliwości debiutującego malarza. Nie pozostawało mu więc nic innego, jak polegać na własnych nogach.

Spróbujmy odtworzyć sobie którąś z tych wędrówek. Aby to zrobić, nie musimy polegać wyłącznie na wyobraźni. Na nasze szczęście Friedrich skrupulatnie notował swoje wrażenia. Wystarczy więc, że zajrzymy do jego dzienników. Pozwolę sobie sparafrazować kilka ciekawszych fragmentów

Z Greifswaldu ruszamy o siódmej rano. Obieramy dłuższą trasę, ponieważ doszły nas słuchy, że w jednym z okolicznych miast wybuchła epidemia ospy i wolelibyśmy się nią nie zarazić. W międzyczasie jeden z gospodarzy informuje nas jednak, że rewelacje te są mocno przesadzone i zaledwie w dwóch domach panuje ospa. Idziemy więc przez Stahlbrode. Tam wsiadamy na prom i przeprawiamy się na Rugię, gdzie kontynuujemy marsz. Około piątej docieramy do Garz. W ciągu kilku kolejnych dni eksplorujemy okolicę w poszukiwaniu wartych uwagi widoków. Rysujemy pola, laguny i skały kredowe. Gdy zbierzemy wystarczająco dużo materiału, czas wracać do domu. Dzieli go od nas więcej niż 60 kilometrów, które ponownie musimy pokonać na własnych nogach.

 ***

“Mnich nad brzegiem morza” prawdopodobnie jest owocem jednego z takich wypadów. Obraz powstawał w pracowni w Dreźnie, ale jego bazą były szkice wykonane w terenie. Rysunki Friedricha są bardzo proste. W większości to horyzontalne widoki rozległych krajobrazów, na tle których wyróżniają się nieliczne budowle, drzewa i sylwetki ludzi. W “Mnichu nad brzegiem morza” Friedrich jeszcze mocniej uprościł kompozycję. Początkowo miała być ona bardziej rozbudowana. W toku prac nad obrazem malarz konsekwentnie ujmował jednak różne elementy – przede wszystkim zamalował trzy pokaźnych rozmiarów statki, które miały znajdować się na horyzoncie. Finalnie na obrazie nie zostało nic poza zachmurzonym niebem, ciemnym morzem, wąskim pasem ziemi i samotnym wędrowcem. Historia sztuki nie widziała wcześniej równie oszczędnego w formie morskiego pejzażu.

W kolejnych latach Friedrich wielokrotnie wracał do morskich motywów, ale późniejsze obrazy nie były równie minimalistyczne. Zazwyczaj znajdują się na nich łodzie i mniejsze lub większe grupy ludzi. Być może wynika to stąd, że w międzyczasie bałtyckie plaże również przeszły niemałą metamorfozę.

„Mnich nad morzem” w podczerwieni. Sylwetki statków odkryto podczas ostatniej konserwacji obrazu / źródło zdjęcia: Sammlungen der Staatlichen Museen zu Berlin

***

 “Mnich nad brzegiem morza” powstawał między 1808–10 rokiem. Był to czas okupacji francuskiej. Niemcy nie witali napoleońskiej armii z entuzjazmem podobnie jak Polacy, ale i oni coś jej zawdzięczają. To lekarze podróżujący z armią Napoleona jako pierwsi dostrzegli letniskowy potencjał bałtyckiego wybrzeża. Część z nich zdecydowała się nawet osiedlić w Prusach, aby otwierać tam kurorty i zakłady kąpielowe. Tempo ich budowy było imponujące. W 1815 roku powstało uzdrowisko w Rugenwalde, czyli dzisiejszym Darłowie, w 1816 roku otworzono zakład w Putbus na wyspie Rugia, a w 1821 roku zaczyna się historia kurortu w Sopocie. Z relacji podróżnych wynika, że w 1822 roku w uzdrowisku Doberan działał już klub kąpielowy, teatr i biblioteka. Kuracjusze mogli też uczestniczyć w różnego rodzaju koncertach oraz spacerach wzdłuż morza połączonych ze zwiedzaniem okolicznego zamku.

Musicie przyznać, że to zupełnie inne realia, niż te, które panowały w Rugii zaledwie kilka lat wcześniej, gdy Friedrich samotnie przemierzał wyspę. A był to zaledwie początek. Niedługo później na Pomorze dotarła kolej i dzięki temu na wybrzeżu zaczęły wyrastać kolejne kurorty i uzdrowiska. W końcu XIX wieku Bałtyckie plaże były już oczywistą wakacyjną destynacją. Nietrudno było natknąć się tam na spacerowiczów, dzieci budujące zamki z piasku i charakterystyczne kosze, gdzie można było schować się przed słońcem. Dzikie, nieodkryte plaże zaczęły wtedy powoli odchodzić w zapomnienie. Nie oznacza to jednak, że kompletnie zniknęły. I dziś można na nie trafić. Aby było to jednak możliwe, wzorem Friedricha – czy też mnicha z obrazu – należy odrobinę się wysilić. Ustronnych, cichych plaż raczej nie znajdziemy w sąsiedztwie modnych kurortów. Ale gdy choć trochę się od nich oddalimy, jest spora szansa na to, że i nam uda się pobyć sam na sam z naturą.

„Mnich nad morzem” na ekspozycji w Alte Nationalgalerie

Książki i artykuły, z których korzystałam:

  • Alain Corbin, Le Territoire du vide. L’Occident et le désir du rivage, 1750–1840, 2018.
  • Plaża tylko dla elit, rozmowa Tomasza Falby i Małgorzaty Omilanowskiej opublikowana na portalu portalmorski.pl
  • Tadeusz J. Żuchowski, Wędrówki młodego Caspara Davida Friedricha. Rugia w: Porta Aurea. Nr 19 (2020): Tom jubileuszowy z okazji sześćdziesiątych urodzin Profesor Małgorzaty Omilanowskiej

Muzyka wykorzystana w podcaście to utwór „Wega” z płyty Delta Scuti. Partie fortepianowe wykonuje Dominik Kisiel natomiast na wibrafonie gra Dominik Bukowski, któremu ogromnie dziękuję za zgodę na udostępnienie utworu w podcaście.

Odcinek zrealizowany pod patronatem Niemieckiej Centrali Turystyki

Historyczka sztuki, copywriterka i storytellerka. Od lat zaprzyjaźniona z klawiaturą. Mikrofon dopiero oswaja, ale czuje, że i ta znajomość ma przyszłość.

Dołącz do dyskusji

Odcinek 10