Zastanawiacie się pewnie, czemu zatrzymujemy się przy obrazie o tak błahym temacie jak Królewna Śnieżka w towarzystwie 7 krasnoludków. Jeśli rozejrzyjcie się uważnie po Alte Nationalgalerie, dostrzeżecie tu znacznie więcej baśniowych motywów. Już przy wejściu do muzeum wita nas Śpiąca Królewna wyrzeźbiona w białym marmurze. Dalej również nietrudno natknąć się na rycerzy, księżniczki czy zamki. Uznałam, że warto zrobić przystanek przy jednym z tych dzieł, aby wyjaśnić, skąd ich tu tak wiele i przy okazji pomówić nieco o baśniach braci Grimm. Dla nas mogą być to zwykłe opowiastki dla dzieci. Tutaj wiele z nich urasta jednak do rangi narodowych mitów. Spróbujmy zrozumieć ten fenomen, przyglądając się „Królewnie Śnieżce” Victora Müllera – jednej z pierwszych malarskich ilustracji do tej baśni.
Portret braci Grimm oraz jeden wielu z romantycznych pejzaży z kolekcji Alte Nationalgalerie / źródło: prywatne archiwum autorki
***
Królewna Śnieżka w interpretacji Victora Müllera wygląda zupełnie inaczej niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. To wina jej rozwianych blond włosów. Większość z nas pamięta przecież Śnieżkę jako brunetkę o porcelanowej cerze i włosach czarnych jak heban. Dlaczego Victor Müller zdecydował się pozbawić bohaterkę jednego z jej głównych atrybutów? Być może dlatego, że w jego czasach wizerunek Śnieżki nie był aż tak wyrazisty. Najpopularniejsze wydanie Baśni Braci Grimm ukazało się zaledwie 5 lat przed powstawaniem obrazu, czyli w 1857 roku. W tej wersji tekstu nie ma ani słowa o tym, jakiego koloru włosy ma Śnieżka. Dowiadujemy się jedynie, że na świat przyszła dziewczynka biała jak śnieg, czarna jak heban i czerwona jak krew. Musicie przyznać, że jest to bardzo niejednoznaczny opis. Na dalszych stronach opowieści nie brakuje jednak innych. W wieku siedmiu lat Śnieżka miała być piękna jak światło poranka. Narratorowi zdarza się również porównywać ją do anioła. Może to właśnie te opisy okazały się bardziej inspirujące dla Victora Müllera? Był on w końcu jednym z pierwszych malarzy, którzy zmierzyli się z tym tematem. W tym samym roku podjął go również Hugo Oehmichen, i co ciekawe on również przedstawił Śnieżkę jako blondynkę. Dopiero pod koniec XIX wieku ilustratorzy zaczęli obrazować tę postać jako czarnowłosą dziewczynę – z prostej przyczyny – w nowszych wersjach baśni czarno na białym było napisane, że właśnie tak wygląda główna bohaterka.
***
Baśnie, które znamy dziś jako baśnie Braci Grimm, przez lata były obecne wyłącznie w tradycji ustnej. Ludzie opowiadali je, aby urozmaicić sobie czas. Można je było usłyszeć w karczmach, przy ogniskach i kuchennych stołach. Nie można wykluczyć, że przysłuchiwały im się dzieci, ale to nie do nich były adresowane te opowieści. Była to rozrywka dla dorosłych. Odpowiednik współczesnej powieści kryminalnej.
Kiedy i dlaczego zapadła decyzja o tym, żeby spisać te historie na papierze? Moda na bajki najpierw opanowała dwory królewskie. Baśnie 1001 nocy oraz Baśnie Charlesa Perrault zostały spisane za czasów Ludwika XIV dla uciechy dworzan. Bracia Grimm mieli jednak zupełnie inną motywację. Tworzyli w końcu nieco ponad 20 po tym jak Wersal padł pod naporem rewolucji. Był to dziwny czas w historii Niemiec. Gdy w 1805 roku Napoleon rozgromił przeciwników pod Austerlitz, podporządkował sobie większość państw niemieckich. Nietrudno się domyślić, że nie spotkało się to z entuzjazmem. Niemcy czuli się potwornie upokorzeni. Francuska okupacja paradoksalnie wyszła im jednak na dobre. Była iskrą zapalną do marzeń o jednym, silnym niemieckim państwie. Największy ferment ogarnął uczelnie. Również Uniwersytet w Marburgu, gdzie studiowali bracia Grimm. Wszyscy dyskutowali o konieczności skodyfikowania języka niemieckiego jako głównego czynnika tworzącego niemiecką tożsamość. Intensywnie szukano też innych elementów, które łączyłyby mieszkańców rozlicznych księstw i królestw niemieckich. Jednym z nich okazały się ludowe opowieści. Należało je spisać, opublikować i upowszechnić. Obaj bracia Grimm poświęcili tej misji dobrze zapowiadające się kariery prawnicze.
***
Proces zbierania baśni łatwo wyobrazić sobie jako krążenie od wsi do wsi i wysłuchiwanie tego, co mieli do powiedzenia przypadkowo napotkani chłopi. Rzeczywistość była jednak mniej spektakularna. Nieustraszeni bracia Grimm spisywali swoje opowieści w bibliotekach oraz domach bliskich znajomych. Ich źródłami nie byli bajarze z ludu, tylko osoby z ich najbliższego otoczenia, a więc mniej lub bardziej zamożni mieszczanie. Przede wszystkim kobiety, które dzieliły się historiami zasłyszanymi od służących i niań. Nieco niższy status miała jedynie Dorothea Viehmann – jedna z najbardziej cenionych przez braci gawędziarek. Większość z 40 opowieści, jakimi się podzieliła, znała dzięki temu, że w młodości pracowała w karczmie, gdzie strudzeni goście chętnie opowiadali sobie różne straszne historie.
Nawet jeśli pozyskiwanie baśni nie był tak brawurowe jak zwykliśmy sądzić, była to ogromna praca. Na dwa pierwsze tomy złożyło się w końcu blisko 160 historii. Ludowe opowieści nie od razu stały się jednak bestsellerem. Pierwsze wydanie z 1812 (tom 1) oraz 1815 roku (tom 2) znane było wyłącznie w kręgach uniwersyteckich. Nie udało się nawet sprzedać całego nakładu.
Co było przyczyną niepowodzenia? Wbrew pozorom nie chodziło o nadmiar przemocy, o co często posądza się braci Grimm. Nie brakowało jej również w baśniach 1001 nocy oraz baśniach Charlesa Perrault, a mimo to dworzanie Ludwika XIV słuchali ich z wielkim zapałem. Przeszkodą był raczej mało angażujący język i zbyt dosłowne potraktowanie materiału źródłowego. Pierwsze baśnie braci Grimm były publikacją typowo akademicką. Nie miała to być rozrywka, tylko etnograficzna dokumentacja ludowych legend i podań.
Z czasem Grimmowie zmienili jednak podejście do zgromadzonego materiału. Zrozumieli, że jeśli baśnie mają dotrzeć do szerszego grona odbiorców, należy je atrakcyjniej opowiedzieć, dopasować do potrzeb współczesnego czytelnika, sprawić, aby mógł on lepiej zrozumieć zachowanie bohaterów i być może nawet się z nimi utożsamić. Innymi słowy – przestali kurczowo trzymać się oryginalnych historii i porzucili akademicką drobiazgowość na rzecz skutecznego storytellingu.
Do jakich zmian doszło wtedy w dobrze znanym nam baśniach? Przede wszystkim zniknęły z nich okrutne matki, a ich miejsce zajęły mściwe macochy. W pierwszej wersji historii o królewnie Śnieżce to jej własna rodzicielka dążyła do jej zguby. Podobnie było w bajce o Jasiu i Małgosi. Początkowo to ich rodzice wysłali ich do lasu na pewną śmierć. Tę drugą decyzję można jeszcze jakoś logicznie uzasadnić. Jej przyczyną musiała być skrajna bieda. Dlaczego matka miałaby być jednak zazdrosna o urodę własnej córki? Czy nie jest to raczej powód do dumy? Współcześni badacze mają na ten temat mnóstwo teorii. Grimmowie nie bawili się jednak w psychoanalizę. Nie był to zresztą jej czas. Ich celem było możliwie jak najatrakcyjniejsze opowiedzenie historii, dlatego zwyczajnie pozbyli się problematycznych postaci i zamienili je na inne. Macocha była najprostszym wyborem. W połowie XIX wieku śmiertelność wśród młodych kobiet nadal była dość duża, głównie ze względu na komplikacje podczas porodów. Czytelnikom łatwo było więc uwierzyć, że w pewnym momencie miejsce matki bohatera lub bohaterki zastępuje inna kobieta, zwykle zła i pazerna.
Braciom Grimm zdarzało się również modyfikować zakończenia baśni. To właśnie oni dodali wątek myśliwego do historii o Czerwonym Kapturku. Wcześniej bohaterka ratowała się sama albo po prostu ginęła w paszczy wilka. Po zmianach braci Grimm opowieść zyskała bardziej dydaktyczny charakter. Bohaterka jest na wstępie pouczana, aby nie zbaczać z wytyczonej ścieżki, nie stosuje się do tej rady i ponosi za to karę, ale finalnie wszystko kończy się dobrze.
Te i wiele innych zmian sprawiły, że siódme, poprawione wydanie baśni opublikowane ponad 40 lat po rozpoczęciu projektu, stało się prawdziwym hitem. W pewnym momencie tylko Biblia mogła z nimi konkurować. Była to najpopularniejsza i najlepiej sprzedająca się książka w całych Niemczech.
***
Dowodem na rosnącą popularność Baśni Braci Grimm są również ich malarskie ilustracje. Począwszy od 1857 roku zaczęło skokowo ich przybywać, czego przykład mamy przed oczami. Obraz niestety nie jest ukończony – sylwetki krasnoludków są ledwie zarysowane. Nie jest to jednak jedyne płótno Müllera nawiązujące do baśni braci Grimm. W Stäedel Museum we Frankfurcie prezentowany jest łudząco podobny, tym razem w pełni ukończony obraz. Poza tym Müller zilustrował również słynną scenę z zatrutym jabłkiem. Zdaje się, że na tym etapie porzucił swój baśniowy cykl obrazów, a szkoda, bo te, które powstały są bardzo oryginalne.
Müller nigdy nie trzymał się niewolniczo tekstu. Sceny, w której krasnoludki tańczą dla Śnieżki, nie ma w żadnym wydaniu baśni. Jeśli kojarzymy ją z tą opowieścią, to za sprawą kultowego filmu Walta Disneya, a nie Grimmów. Bracia nie nadali nawet krasnoludkom imion. Są one typowym zbiorowym bohaterem, którego rolą jest praca w kopalni i ratowanie Śnieżki z opresji. Również obraz przedstawiający królewnę i macochę usiłującą namówić ją do zjedzenia jabłka jest bardzo ciekawy. W baśni czytamy jedynie, że królowa przebrała się za chłopkę. Tymczasem na obrazie Müllera bliżej jej do wiedźmy. Ma czarną pelerynę, silnie pomarszczoną twarz i przygarbioną sylwetkę. Ona również przypomina postać, którą znamy z animacji z 1936 roku.
Kto wie, czy Walt Disney nie inspirował się tymi dwoma obrazami. Zanim rozpoczął pracę nad Królewną Śnieżką, odbył w końcu długą podróż po Europie, aby lepiej przygotować się do tego wyzwania. Może to właśnie patrząc na obraz Victora Müllera pomyślał, że warto byłoby, aby krasnoludki w jego filmie były kimś więcej niż tylko epizodycznymi bohaterami? Niech ich atrybutem nie będą wyłącznie kilofy. Powinny również tańczyć i śpiewać dokładnie tak jak pewnym berlińskim obrazie.
„Królewna Śnieżka” Victora Müllera na ekspozycji w Alte Nationalgalerie / źródło zdjęć: prywatne archiwum autorki
Książki i artykuły, z których korzystałam:
- Philip Pullman, Baśnie braci Grimm dla dorosłych i młodzieży, 2018.
- Sandra M. Gilbert, Susan Gubar, Snow White and Her Wicked Stepmother, w: “The Classic Fairy Tales. Texts – Criticism” (red. Maria Tatar), 2017.
- Louis L. Snyder, Cultural Nationalism: The Grimm Brothers’ Fairy Tales, w: “Nineteenth-Century Literature Criticism”, 1999.
- Eliza Pieciul-Karmińska, Okrutne jak baśnie Braci Grimm?, w: przekrój.pl
- Informacje na temat obrazu na stronie muzeów berlińskich
Muzyka wykorzystana w podcaście pochodzi z banku Epidemic Sounds oraz Free Music Archive (utwór Blue Dot Sessions – Constellation Pine).
Odcinek zrealizowany pod patronatem Niemieckiej Centrali Turystyki.
Mam kilka uwag do tekstu:
1.bracia Grimm studiowali w Marburgu – nie w Magdeburgu.
2. Nie sądzę, by spisywali baśnie w pluszowych fotelach popijając herbatę – w czasie, gdy zbierali teksty (pierwotnie na zamówienie Brentano i von Arnima), nie byli zamożnymi ludźmi (w rodzinie Grimmów zdarzało się wtedy, że w ciągu dnia jedli jeden posiłek – bo jedynym zarabiającym na rodzinę składającą się z matki i szóstki rodzeństwa był Jakub Grimm).
3. W tomie z roku 1812 nie było zbyt wielu „karczemnych opowieści” – większość tekstów z tego tomu pochodziła ze źródeł pisanych. Warto też pamiętać, że opowieści Dorothei Viehmann trafiły dopiero do drugiego tomu z 1815 roku.
4. Co do zamiany matek na macochy – biografowie twierdzą, że Wilhelm Grimm świadomie usuwał z baśni złe matki ze względu na pamięć o swojej matce.
Bardzo dziękuję za komentarz Pani Elizo. Nie miałabym śmiałości pisać do Pani w sprawie merytorycznej weryfikacji tekstu, tymczasem sama Pani do mnie trafiła.
W odniesieniu do uwag:
1. Magdeburg w miejscu Marburga to ewidentny lapsus, który nie powinien pojawić się w treści.
2. W tym miejscu zależało mi na obrazowym opisie (Przed Obrazem to przede wszystkim podcast), który skontrastowałby wyobrażenia na temat zbierania baśni z rzeczywistością, ale widocznie na zbyt wiele sobie pozwoliłam. Postaram się złagodzić przekaz. Zależało mi na tym nie powielać w treści mitów o Grimmach, ale nie mam zamiaru tworzyć nowych.
3a. Pisząc w tym miejscu o „karczemnych opowieściach” miałam na myśli wszystkie zebrane w baśniach historie (ludowe opowieści, którymi ludzie dzielili się w domach, przy ogniskach, karczmach itd.), ale z racji tego, że chwilę wcześniej wspominam o Dorothei faktycznie można to odnieść do jej historii. Bezpieczniej będzie więc jeśli użyję innego przymiotnika.
3b. Celowo ograniczyłam informacje o wydaniach baśni do wydania pierwszego z 1812 i siódmego z 1857 roku, aby nie namącić czytelnikowi/słuchaczowi w głowie. Staram się, aby w treści było możliwie jak najmniej nazwisk i dat, aby osoby, które słuchają podcastu w muzeum, nie czuły się przytłoczone nadmiarem informacji. Z tego samego powodu nie wspomniałam o źródłach pisanych, choć sama dotarłam wyłącznie do informacji o baśniach spisanych przez Philippa Otto Runge. Nie wiedziałam, że źródła pisane stanowiły tak duży procent opowieści z pierwszego tomu – bardzo dziękuję za tę informację.
4. Z tego faktu również nie zdawałam sobie sprawy. Autorki artykułu, na którym się opierałam, o nim nie wspominają. Dobrze wiedzieć, że w grę wchodziły również osobiste motywacje.
Jeszcze raz dziękuję, że znalazła Pani czas, aby pochylić się nad moim tekstem.